Batman Knightfall #3: Knightsend - Chuck Dixon, Jo Duffy, Alan Grant, Tom Grummett, Barry Kitson, Douglas Moench, Graham Nolan

POWRÓT MROCZNEGO RYCERZA


Wielki finał wielkiej batmanowej sagi to album równie dobry, co jego poprzednicy. Owszem, trochę w tej edycji pocięto tę opowieść, wypadło w końcu całe „The Search” plus „Troika” (tej drugiej fabuły nie żałuję, pierwszej jednak odrobinę mi brak, choć nie bardzo, bo naciągana była i to mocno), niemniej rzecz i tak wypada przyjemnie. I dobrze wieńczy całość nawet, jeśli momentami można czuć pewien niedosyt motywacji mierzących się tu herosów.

 

Krucjata Jeana-Paula w roli nowego Batmana trwa. Tymczasem Bruce Wayne, który w końcu odzyskuje zdrowie i sprawność, powoli zaczyna dojrzewać do powrotu. Czy jednak będzie gotów stawić czoła swojemu brutalnemu następcy? I do czego to starcie doprowadzi ich obu?

 

Może czegoś tu brak, może coś wycięto (edycja od Egmontu tego nie pominie, ale jeśli sięgniecie po to konkretne oryginalne wydanie, zawsze możecie też dokupić TPB „The Search” i „Troiki”), ale i tak zabawa jest dobra. Akcja konkretna, rozpisana na sporo zeszytów, ale już bardziej zwarta, choć nadal z epickim, widowiskowym zacięciem. Różnorodna, najmocniej w szacie graficznej, ale szacie graficznej, która mi osobiście bardzo odpowiada. Owszem, mniej tu prac w stylu McFarlane’a czy Lee, jakie widzieliśmy w poprzednim tomie, ilustracje ciążą w stronę z jednej strony pewnego brudu, z drugiej klasyki, niemniej nadal ma to swój urok, jaki miały tylko komiksy z lat 90.

 

Fabularnie to po prostu przygotowywanie się do wielkiego rozstrzygnięcia i zakończenia wątku Azreala, jako Batmana. Bruce musi powrócić, wykazać się niezłomnością, pokazać, na co go stać i odzyskać swoje dziedzictwo. Nie robi tego pospiesznie, ma na to całą kilkunastoczęściową opowieść, a potem i tak jeszcze dostajemy ciąg dalszy, bo przecież tak wielka fabuła, nie może obyć się bez konsekwencji. Dzieje się więc sporo, dość konsekwentnie, chociaż trudno nie odnieść wrażenia, że motywacje bohaterów gdzieś się w tym wszystkim rozmyły. Nadal jednak jest to dobry komiks, nawet bardzo, potrafiący zadowolić i usatysfakcjonować, tak akcją, jak i klimatem.

 


Warto go więc przeczytać. Nawet wersję z pominiętymi „The Search” (przez co nie wyjaśnia się tu, jak Bruce odzyskał zdrowie) i „Toriką”, bo w sumie nie czuję tu wielkich braków i chyba wole tę nieco skróconą wersję, gdzie nie musiałem męczyć się z niektórymi naciąganymi wątkami (tak, tak, wyleczenie Bruce'a). Ta saga stała się klasyką, legendą i wciąż, całkiem słusznie zresztą, jest uważana za jedną z najlepszych opowieści o Batmanie. jeśli więc wahacie się czy sięgnąć po jakieś współczesne historie z Nietoperzem – choć jest kilka naprawdę wartych – czy jednak po klasyk taki, jak „Knightfall”, chyba nie powinniście mieć już wątpliwości.

 


A na koniec, jeśli chodzi o różnice między wydaniami, tu znajdziecie ich zdecydowanie więcej. W tej wersji oryginalnej pominięty został rozdział „The Search”, a szkoda, bo lepiej by się tu nadawał niż „Prodigal”. Wypadły zatem zeszyty: „Justice League Task Force #5-6”, „Shadow of the Bat #21-23” i „Batman: Legends of the Dark Knight #59-61”, „Robin #0” i cała fabuła „Troika”. Bo podsumowuję tu już wydanie Egmontu z tomem piątym włącznie.

Co z TM-Semic doczekało się wznowienia? W wersji egmontowej mamy brakujące opowieści z „Batmanów” #7-10/1996, a już w obu całe numery #7-9/1997 i 10-12 serii „Batman i Superman”. Cała reszta to nowy materiał, wcześniej w naszym kraju nieznany. 

Komentarze