Ja czekam
trzeci dzień, patrzę na drzwi
Czy
przyjdzie ktoś od Ciebie, czy przyjdziesz Ty
Czy
wiesz, że Twoje oczy spalają mnie jak ogień
Gdy
patrzę w Twoje oczy zaczyna się dzień
- Kult
„Dziewczyna do wynajęcia”. No uwielbiam tą mangę,
co tu dużo gadać. Świetny klimat, humor, emocje, dobra zabawa… Czego chcieć
więcej? To shounen, to rzecz dla nastolatków, dla facetów, więc takie to
wszystko może i niedelikatne, dosadne, ale jednak prawdziwe często. A przede
wszystkim autentycznie znakomite. Ja bawię się świetnie, śmieję, potrafię wciągnąć,
dać się poruszyć czasem, poczuć jakieś napięcie. No i zażenować.
Kazuya nie wytrzymał. Musiał coś zrobić i zrobił. A
właściwie robi. Ponieważ babci Mizuhary tak wiele czasu już nie zostało, a
marzeniem dziewczyny jest pokazać jej się, jako aktorka, chłopak zaczyna
zbiórkę by nakręcić własny film. Proste? Innym się udaje. Ale szybko przekonuje
się, że nic nigdy nie jest tak łatwe, jak być powinno. A tu jeszcze w okolicy
pojawia się nowa dziewczyna…
Jeśli chodzi o mangi i anime, na których się
wychowywałem, które mnie ukształtowały, to było tego trochę. „Sailor Moon”,
„Dragon Ball”, „Pokemon”, bo sławne, bo każdy tym żył, bo każdy znał i wszędzie
było to jedno. Ale były w tym też zupełnie inne rzeczy, jak chociażby „Neon
Genesis Evangelion”, „Ghost in the Shell” czy wreszcie to, do czego zmierzam,
czyli niezapomniane „Video Girl Ai”. Więc te klimaty, gdzie chłopak – poczciwy
zbol, który się w kimś zakochuje i o tę miłość walczy – w historiach, gdzie
komedia i erotyka były ze sobą tak splecione, jak z romantyzmem, są mi bardzo
bliskie. A „Dziewczyna do wynajęcia” to właśnie jedna z nich. Jedna z tych
bardziej udanych na dodatek.
Dlatego też z jednej strony kupuje mnie to, bo
sentyment działa, bo nostalgia, bo przecież za młodu zaczytywałem się
podobnymi, a przynajmniej tymi, które na rynku były, a że za młodu wszystko
lepiej smakuje, to i na starość chce się z tego smaku coś poczuć. Ale i bez
tego świetna to manga. Coś czego nie da się nie lubić, choć bohaterów czasem polubić
jest ciężko, coś co nas śmieszy, choć i żenuje – coś jak te wszystkie teen
movies – coś tam w nas rusza, bo jednak to miłosne uniesienia. I naprawdę
ciekawi, gdy bohaterowie wciąż w coś się wplątuje, pomyłek i wpadek masa tu
cała, a dzieje się tego dużo i często, chociaż przecież to rzecz obyczajowa.
Mogło być naciągane, mogło być przekombinowane, a naprawdę fajne jest.
I świetnie narysowane. Widać to na pierwszy rzut
oka, ale wnętrze lepsze jest niż okładki. Niby prostota, ale jednak widać i
talent, i umiejętne serwowanie nam szczegółów. A gdy dostajemy splashpage’a i
podwójne plansze, nawet gdy jest na nich dość pusto, robią wrażenie.
Warto. Wiem, nie każdego to kupi, wiem też, że to
głównie dla facetów, ale to naprawdę sympatyczna manga i zawsze mam ochotę na
więcej. Więc zachęcam.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz