Poprzedni tomik „Moriarty’ego” to była i jednocześnie
nie była ta sama manga, którą znamy i cenimy. Z jednej strony to było dokładnie
to, czego oczekiwaliśmy, więcej tego samego, ale od początku cykl szedł ścieżką
gdzieś obok prozy Arthura Conana Doyle’a, a tymczasem dziewiąta część była
swoista adaptacją „Znaku czterech”, dość mocno wnikającą w pierwowzór. A teraz?
Teraz dostajemy historię nawiązującą do opowiadania „Charles Augustus Milverton”,
ale jednocześnie idącą własną drogą.
Nadchodzi pora konfrontacji z Milvertonem. Ten
facet to król szantażu, jak się o nim mówi, mistrz w wykorzystywaniu zdobytych
informacji – a jako potentat medialny ma możliwości – i chciał zniszczyć Mary.
Ludzi to on ogólnie niszczyć lubi, najlepiej tych niewinnych, ale z
tajemnicami. Więc Sherlock wkracza do akcji i zamierza się z nim skonfrontować.
Czy ma jednak jakiekolwiek szanse, by osiągnąć cel?
Na początku w „Moriatym” podobało mi się, jak
bardzo odchodziło to wszystko od pierwowzoru i jak fajnie wnikało w historyczne
elementy, których u Doyle’a nie było. Teraz podoba mi się najbardziej to, jak
wszystko to się ze sobą splata i łączy. I jak mieszają się w tym worku różne
postacie i teksty, w oryginale przecież z niepowiązanych ze sobą spraw, jak
odnajdują powiazania i tropy. Coś, jak twórcy serialu BBC „Sherlock”, chociaż
bez uwspółcześniania tego wszystkiego i bez wkraczania czasem na dziwne
ścieżki, jak w ostatnim, przekombinowanym sezonie (pamiętacie wątek z
dziewczynką i samolotem? zero logiki niestety).
A tu jest logika. Są zagadki, dobra zabawa, klimat
i fajne wykonanie. Hołd złożony klasyce, odświeżenie jej, a przy okazji także –
a może przede wszystkim – dobra zabawa, tak po prostu. Seria to, choć
skierowana raczej do nieco starszego odbiorcy, rozrywkowa, chociaż o pewne
tematy ponad – kwestie społeczne etc. – jednak zahacza, ale jako rozrywka
naprawdę udana. Bo i jest dynamika, jak na mangę przystało jest też widowiskowo
odpowiednio, czasem jak z shounenowych bitewniaków, ale są zagadki, dobrze
nakreślone tło, nieźle uchwycone postacie i ogólnie przyjemnie jest.
I przyjemna jest też szata graficzna, dość
sterylną, o czystej kresce, ale pasującą do treści. W skrócie: kawał dobrej
zabawy. Coś, co miłośnicy przygód Sherlocka Holmesa koniecznie powinni poznać,
tak samo jak wszyscy fani thrillerów, kryminałów i sensacji, najlepiej
osadzonych w retro realiach. Przyjemne to wypełnienie luki na rynku, bo jednak kryminalnych
mang jakoś nam brakuje. A nie zaszkodziłoby więcej podobnych tytułów. Ot taki
sławny Detektyw Conan mógłby zostać w końcu zaszczepiony na nasz grunt.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz