Drugi tom „RIP”… No co tu dużo mówić, jest równie znakomity,
jak tom pierwszy. Podobało się Wam dotąd? To spodoba i teraz. Części pierwszej
nie znacie, to lepiej poznacie, jeśli lubicie takie klimaty, zanim sięgniecie
po tom drugi. A sięgnąć warto, bo cykl rozwija się, jak jego bohaterowie,
ewoluuje, ale pozostaje jednocześnie skrojony według tych samych wzorców, więc
wszystko jest tu na swoim miejscu, jak należy i nadal robi spore wrażenie.
Maurice i jego tajemnice. Maurice i jego
codzienność, pełna goryczy i makabry. Chronił córkę, strzegł swego sekretu, ale
po co właściwie? I co go teraz spotka?
Przy okazji omawiania tomu pierwszego, zgodziłem
się z porównaniem serii do serialu „Sześć stóp”, ale i wspominałem, że dla mnie
to jednocześnie taki miks z niezapomnianym „Breaking Bad”. Tu i tam czeka na nas ciekawy klimat, ten na
poły mroczny, na poły lekki, bliski nam, wynikający z połączenia tego, co
zwyczajne, codzienne, z mrokiem i brutalnością. Jest krwawo, bywa zabawnie,
jest też życiowo, a zarazem jest niezwykle, bo nie jest to codzienne zajęcie. I
bo sporo tu z rasowego thriller, gdzie jest i napięcie, i lejąca się krew, i
nastrój także. A przy okazji zagadka jest, jest coś intrygującego i ten temat
samograj, który niesie to wszystko, jak wiatr.
Ot taka to historia ludzkich żywotów opowiedzianych
poprzez ich śmierć. I też taka historia ludzi ze śmiercią się stykających
zawodowo. Specyficzne to wszystko, nie dla każdego, bo jednak nie dla tych
wrażliwych szczególnie, ale ujmujące. Bo mamy tu sporo emocji, mamy nad czym
się zastanowić czasami, a czasami w co wciągnąć. Balans miedzy elementami jest
całkiem udany, wszystko to zresztą jest udana. Dla dorosłych, dla starszych
czytelników, którzy superhero mają zwyczajnie dość, ale lubią komiksy i chcą
jakiegoś mocniejszego akcentu – i zarazem lubią amerykańskie seriale z typu
tych, które wymieniłem już z tytułu.
Takie to wszystko przyjemne, nonszalancje i
nastrojowe. A rysunki? Te są równie nonszalanckich i mrocznych, jak sama treść.
Niby cartoonowe dość, niby to wszystko jest jakieś takie proste, lekkie, ale
detali nie brak, to „lekkie” szybko okazuje się być wzięte w cudzysłów, a
jeszcze mamy dużo całkiem klimatu. I to trafia do mnie.
W skrócie, dobra rzecz. Bardzo dobra. Nie każdego
kupi, trzeba takie klimaty jednak lubić, ale chyba nikt mi nie powie, że ktoś
sięgnie po to w nadziei, że to komiks dla dzieci, SF albo komedia romantyczna.
Choć nie, wróć, patrząc na to, co się dzieje w Polsce odnośnie pomyłkowych
seansów kinowych, chyba i to by mnie nie zdziwiło.
Komentarze
Prześlij komentarz