Gaiman ma się na polskim rynku ostatnio ma się
bardzo dobrze. i dobrze się mają jego wielbiciele, bo co i rusz jakiś jego
album jest wznawiany. Opus magnum, „Sandman”, doczekał się kolejnej reedycji i
już siedem z dziesięciu tomów za nami, gdzieś w międzyczasie mieliśmy „Księgi
Magii” i różne zbiory krótszych form, a teraz dołącza do tego „Śmierć”. I super,
że dołącza, bo nie dość, że to rzecz mocno z „Sandmanem” powiązana – choć
czytać można i bez znajomości tamtego – to jeszcze po prostu świetna (magazyn
komiksowy „Wizard” swego czasu umieścił ją na 24 miejscu stu najlepszych
komiksów w historii). Więc to wydanie zbierające wszystko, co solowe w temacie
Gaiman zrobił, nie powinno ujść Waszej uwadze.
Śmierć jest kobietą. Śmierć jest gotką. I wcale nie
jest ani przeciw życiu, ani przeciw ludziom. Ale spotyka ich wielu i wielu
zabiera. Choćby takiego Sextona, chłopaka, który chciałby z tego świata odejść,
aż tu na jego drodze staje pewna dziewczyna. Albo kochanki Foxyglove i Hazel.
Co z tych spotkań wyniknie?
Na wstępie wspomniałem, że „Śmierć” na liście
najlepszych komiksów zagościła, to wypadałoby doprecyzować jeszcze jakie dzieła
pokonała. A pokonała masę, wiele tworów Franka Millera („Sin City”, „300”),
Moore’a („Liga niezwykłych dżentelmenów”) a masę pojedynczych tytułów, czy
serii, jak „Kingdome Come”, „Planetary”, „Gnat”, „Akira”, „100 naboi”, „Usagi Yojimbo”,
„Hellblazer”, „Hellboy”, „Authority”, „Strangers in Paradise”, „Batman: Długie
Halloween”, „Azyl Arkham”, „Doom Patrol”… Ktoś się tu zagalopował, bo aż tak super
to to nie jest, ogólnie nie rozumiem całego tego piania na cześć Gaimana, bo,
owszem, dobry to autor, miewa naprawdę świetne pomysły, literacko też to
wszystko całkiem, całkiem się okazuje, no ale w ostatecznym rozrachunku po
lekturze każdego z jego dzieł zostaje posmak, że to momenty były. Że tymi
momentami to grało, czasem potrafiło zachwycić nawet, ale jako całość jedynie
niezłe / dobre, a wybitne miało być.
Więc od „Śmierci” też znam wiele lepszych dzieł,
nie tylko te, które na liście, jak pokonały, jak „Strażnicy”, „Powrót Mrocznego
Rycerza” czy „Kaznodzieja”, ale z drugiej strony, jak pisałem, nadal bardzo
dobry to komiks. Świetnie się go czyta, pomysły udane, a najlepsza jest kreacja
samej Śmierci. Ta się Gaimanowi udała, w „Sandmanie” to najlepsza postać i
niezmiennie znakomita pozostaje i tu. Ta Śmierć pełna jest życia, jest zabawna,
poczucia humoru jej nie brak, a jej przygody pokazują nie tylko nieuchronność
śmierci, ale i jej sens, znaczenie. I po prostu dobrze się czytają.
I świetnie oglądają. No Bachalo robi tu robotę,
paru innych zresztą też: klasyczna kreska, realizm, dopracowanie, choć
prostota. Zdarza czasem coś słabszego, kłamać nie będę, ale nie psuje wrażenia,
jakie robi ogół. A wrażenie robi swoje. Fajna rzecz, mroczna fantastyka,
horror, nieco filozofująca – choć w większą głębię mogłaby iść, to i tak jak na
rozrywkowe historie nie jest źle – i po prostu przyjemna. Warto.
Dziękuję wydawnictwu Egmont
za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz