Amazing Spider-Man. Epic Collection: Każdy z każdym – Stan Lee, David Michelinie, Gerry Conway, Peter Sanderson, Fred Hembeck, Tony Isabella, Al Milgrom, Terry Kavanagh, Mark Bagley, Alan Kupperberg, Steve Ditko, Sal Buscema, Guang Yap, Marie Severin, Chris Marrinan, Ross Andru, Paris Cullins, Ron Wilson, Don Hudson

PAJĄK I KŁOPOTY

 

Nowy tomy „Pająka” z „Epic Collection” to pierwszy taki „Epic” na polskim rynku. Nie, żeby było w nim coś niezwykłego, standardowa to rzecz – i dla tej linii wydawniczej, i dla swoich czasów – po prostu pięć poprzednio wydanych zawsze zawierało w sobie wznowienia czegoś, co już mieliśmy od TM-Semic. A teraz nic, całkiem nowy, dotąd polskiemu czytelnikowi nieznany materiał. I może nie jest to materiał najwyższej próby, nie pogardziłbym np., żeby zamiast tych „Annuali” wrzucono tu choćby „Revenge of the Sinister Six”, co pasowałby w odniesieniu do poprzedniego tomu, ale i tak jest bardzo dobrze i przyjemnie. I cieszy fakt, że to właśnie odtąd, choć z przerwami, Bagley staje się regularnym rysownikiem „Amazing Spider-Mana”.

 

W życiu Spider-Mana się dzieje. I to dużo. Wraca Trisentinel i szuka zemsty. Peter raz go pokonał, ale wtedy miał kosmiczne moce, a te już go opuściły. A to początek zaledwie, bo pojawia się niejaki Midnight, Ultron też się zjawia, a jeszcze niejaka Baronowa dorwała się do mocy potrafiącej wzbudzać strach.. I są jeszcze sprzymierzeńcy, jak Moon Knight, Punisher, Nova, Night Thrasher, Darkhawk, Iron Man, Czarna Pantera czy Silver Sable, ale oni też mogą narobić kłopotów…

 

Fabularnie, jak to w takich komiksach bywa, jest proso. Pojawia się wróg albo wrogowie, trzeba skopać mu tyłek – samemu albo w grupie – i czasem to szybko idzie, czasem zajmuje więcej zeszytów i tak się to toczy. Jednocześnie w tle mamy wątki obyczajowe i kontynuowane elementy z poprzednich tomów, bo przecież to jedna, wielka seria i musi się układać w konkretną całość. I układa. Nad wszystkim nadal przede wszystkim czuwa David Michelinie, który serię prowadzi od już kilku tomów, więc spójność jest. A gdzieś w tym wszystkim mamy jeszcze takie niezależnie historie – powieść graficzną, „Annuale” – i…

 


No właśnie, z tymi „Annualami” to mam tak, że i fajne to, i zawód trochę. Bo niby mamy trzy grube numery, połączone ze sobą historiami rozbitymi na części, mamy też parę pobocznych, krótkich opowiastek cenionych autorów, ale… Właśnie, „Wibrująca wendetta” (piękny przekład oryginalnego tytułu, nie ma co) i pozostałe główne opowieści, choć z epickim zacięciem, wielkiego wrażenia nie robią. Uzupełniają je bonusy, ale to po prostu przypomnienia genezy czy to Pająka, Venoma czy nawet Goblina. Są jeszcze jakieś bonusy, jak niezły o Venomie, ale ogólnie odnosi się wrażenie, że kombinowano, jak tu widowiskowo i porywająco nas ugościć i przekombinowano. Podobnie rzecz ma się z powieścią graficzną „Sam strach”, wieńczącą album.

 


Ale w regularnych numerach „Spidera” jest lepiej. Niby też wiele się tu dzieje, wiele gościnnych występów, ale jakoś to wchodzi szybko i przyjemnie. Akcja, trochę humoru, nie tak dużo gadania, jak na tamte czasy, niezłe pomysły i sprawne poprowadzenie tego wszystkiego gwarantują przyjemną rozrywkę środka. Nudy tu nie ma, zachwytów też, za to można sobie miło popatrzeć na plansze, bo fajni artyści za nie odpowiadają. Okej, Bagley jeszcze na szczycie nie jest, to nie poziom chociażby „Wrzasku”, kiedy zachwycał klimatem, ale dobrze jest i to bardzo. Reszta też daje radę, choć wpadki się zdarzają (ręce i głowa Spidera na początku „Samego strachu” to porażka, sami zobaczycie), a całość przyjemna jest. I nostalgiczna. I chociaż zapowiedzi kolejnego tomu na końcu nie ma, liczę, że się jednak ukaże, w końcu tam czeka na nas chociażby doskonała powieść graficzna „Soul of the Hunter”.

Komentarze