KWIATY
ZŁA KWITNĄ
No i drugi tomik „Kwiatów zła” pojawił się na rynku
i w sumie jedyne zastrzeżenie, jakie mam wobec serii, że ta część nie jest tak
gruba, jak poprzednia, że jednak nie mamy tego wszystkiego w trzech tomach, a w
pięciu. Bo jednak fajnie byłoby mieć to szybciej w całości i to w takich grubaskach.
Ale jest, jak jest i fajnie jest, bo nadal nie są to cieniutkie tomy, a tempo
wydawania nie pozwala nam zapomnieć, co było poprzednio. A zapominać nie warto,
bo to świetna opowieść, którą czyta się jednym tchem. I to jak czyta. Wiadomo,
nie dla każdego to seria, bo rzecz dla starszych, przesiąknięta depresyjnym
klimatem, znęcaniem się fizycznym i psychicznym, psychologią i erotycznym
napięciem, choć erotycznie w zasadzie dzieje się niewiele (acz w tym tomie
więcej). Ale robiąca duże wrażenie.
Życie Takao się zmieniło. Po brzemiennym w skutki
wypadzie w góry, który skończył się dla niego odkryciem prawdy o jego czynach
przez jego bliskich, sytuacja w domu staje się coraz chłodniejsza. Tak samo w szkole.
Coraz dziwniejsze zachowanie chłopaka zastanawia jego znajomych, jego
dziewczyna od miesiąca nawet nie może liczyć na jego zainteresowanie, chodzą
plotki, że zerwali, choć jeszcze to nie nastąpiło, a z Sawą to już w ogóle jest
gorzej, niż dotąd, choć ich relacja była specyficzna. I wtedy chłopak w końcu postanawia
podjąć decyzję, która może zmienić wszystko. Tylko co z niej wyniknie?
„Kwiaty zła” to historia o dziewczynie, która
psychicznie pastwi się nad chłopakiem i chłopaku, który kocha się w innej
dziewczynie, ale jest tak zdeprecjonowany, że nie umie wyrwać się zaklętego
kręgu bycia poniżanym i poniżania siebie samego. I o tym trójkącie, ich chorych
relacjach, bo kochana dziewczyna też ma swoje dziwności, swoje specyficzne
reakcje, opowiada ta seria. No i to robi robotę, bo wszystko jest jak nurzanie
się w brudzie naszych najniższych instynktów. W brudzie żałowania podjętych
decyzji, ale i wyzwalania się z pęt społecznych norm. Bo z tego wszystkiego
najlepiej wydaje się mieć ta zła, ta która odrzuciła konwenanse i robi po
swojemu, choć dla niej największą pociechą wydaje się być bawienie się innymi,
dręczenie ich.
Pod pewnymi względami wszystko to przypomina mi
„Fight Club” i całe to jego przesłanie, że tylko wyrwanie się z oków pęt społecznych
norm i obnażenie prawdziwego siebie aż do szpiku może dać nam wolność, a
szaleństwo to jedyna droga do ocalenia miłości. I w obu przypadkach – w mandze
na tym etapie przynajmniej, co będzie dalej, czas pokaże – pokazane jest, że i
tak zamieniamy tylko jedno cierpienie i jedne problemy na drugie. Że ważniejsze
jest zawalczenie o to, jacy chcemy być, niekoniecznie wcale osiągając cele, jakie
sobie zaplanowaliśmy – albo inaczej, przekonując się, że te cele to jednak
wcale nie to, czego tak naprawdę potrzebowaliśmy i że w zasadzie żaden cel nie
będzie tym, czego potrzebowaliśmy tak naprawdę.
I to sprawia, że serię tak dobrze się czyta. Że jednak
niby to szkolne życie o chłopaku z problemami, który kocha dziewczynę, ale
zarazem a może przede wszystkim coś zupełnie innego, mrocznego, gęstego…
Thriller z fajnym wnikaniem w postacie (inspirowany życiem autora – autora, którego
jakoś lubić się nie da, ale co tam – tak jak miejsca inspirowane są jego
miastem) i siłą wyrazu. Ze świetnymi rysunkami, specyficznymi, czasem z perspektywą
tak dziwną, że można było zrobić to lepiej, ale jednak z wyrazistością, z
mrokiem, z fajnym pójściem w detal. No mnie to kupuje całkowicie, uwielbiam tę
serię odkąd obejrzałem anime i czekam na więcej. A na koniec jeszcze taka
refleksja, że jedna sceny (rozdziały 25-26) jakoś tak przypomniała mi początek
„Video Girl Ai”, jakby stanowiła hołd dla tej serii. Kto wie.
Dziękuje wydawnictwu
Waneko za możliwość przeczytania tomiku.
Komentarze
Prześlij komentarz