Wakacje zbliżają się wielkimi
krokami. Nic zatem dziwnego, że w ofercie wielu wydawnictw pojawiły się pozycje
klimatem dobrane do letniego okresu. Jedną z nich jest komiks „Głowa do góry,
Sunny!”. Rzecz, która wygląda bardzo niepozornie, a okładką na pewno nie
zachwyca, ale zawartością potrafi autentycznie zadowolić. I to wcale nie tylko
najmłodszych.
Druga połowa lat 70. XX wieku. Mała
Sunny Lewin wyjeżdża na lato na Florydę. Spełnienie marzeń każdego dziecka? W
końcu miejsce to nie przypadkiem nazywa się Słonecznym Stanem, a na dodatek
mieści się tam Disney World. Niestety dla dziewczynki wyjazd ten nie jest wcale
taki kolorowy. Wakacyjny czas spędzić ma u swojego dziadka, który zamieszkuje
osiedle dla emerytów, gdzie spędza swoje ostatnie dni. Nie dość więc, że nie ma
tam żadnych dzieci, to jeszcze dziadek nie zamierza zabierać jej do tej
disnejowskiej dziury dla turystów, do której musieliby jechać dobre dwie
godziny. Tak oto Sunny zostaje skazana na męczący czas w miejscu, gdzie nie
dzieje się właściwie nic. Ale pewnego dnia spotyka jego. Buzz, inny dzieciak
znajdujący się w podobnej do niej sytuacji, a przy okazji fanatyk komiksów,
zmienia jej codzienność w niekończąca się przygodę. Gdy oboje oddają się
wakacyjnym zabawom, wciąż w tle pobrzmiewa jedno, jedyne pytanie, na które nie
padła odpowiedź: co takiego chcieli ukryć przed Sunny rodzice, że wysłali ją do
dziadka? I co w jej życiu zmieni odkrycie prawdy?
Nie oceniaj książki po okładce,
mówili. Frazes, kto by się nim przejmował, prawda? A jednak mieli rację. Gdybym
miał ocenić ten komiks po okładce, dałbym mu w porywach może z cztery gwiazdki
oceny na dziesięć możliwych, skatalogował razem z dawnymi wydaniami książek Meg
Cabot i darował sobie lekturę. Ale na szczęście sięgnąłem – cóż, jako miłośnik
klasycznych młodzieżowych książek, do których mam wielki sentyment, po prostu
nie mogłem inaczej – i nie żałuję.
Bo jak można żałować lekkiej, ale
sympatycznej opowieści z przesłaniem? Takiego wakacyjnego hitu dla młodzieży,
który w starszych wywoła sporo nostalgicznych uczuć? Taka właśnie jest „Sunny”,
stworzona przez rodzeństwo Holm opowieść, która powstała z inspiracji
wydarzeniami z ich życia. Wyszła z tego udana, potrafiąca wzruszyć i wcale
nieoczywista historia, którą czyta się szybko i przyjemnie. Znośnie – tylko
znośnie, ale dzieciom przeszkadzać to nie będzie – zilustrowana, dość mocno
kolorowa, swój urok ma. Tak samo, jak kilka nastorojowych scen.
Na wakacje to lektura, jak znalazł,
ale nie tylko w lato warto po nią sięgnąć. To dobry, familijny komiks,
poruszający ważne sprawy. Warto po niego sięgnąć i przekonać się, że w jego
prostocie kryje się całkiem sporo siły.
Komentarze
Prześlij komentarz