Amazing Spider-Man 6/1998: Krzyżowy ogień, cz. I i II: The Future is Now – Howard Mackie, Tom Lyle, Terry Kavanagh, J. M. DeMatteis, Mark Bagley

PRZYSZŁOŚĆ JEST DZIŚ

 

Chwila przerwy i wracam do wielkiego pajęczego klonowania. Polska wersja tej historii powoli zbliża się nam do końca, ale ten koniec, który nastąpi za sześć zeszytów nie był nawet połową całej Sagi. Na razie jednak wszystko się kręci, rozkręca, idzie w coraz większe, mocniejsze, bardziej widowiskowe i epickie. I jakoś tak mi przyjemnie wraca się do tych numerów sprzed ponad ćwierćwiecza, tym bardziej, że jeszcze mocniej ożył mi sentyment, skoro Egmont zapowiedział "Sagę Clonów" na przyszły rok w swoim Marvel Classic (na razie pierwsze dwa z co najmniej 10 tomów, ale zawsze coś). No i nadal czyta sie to o wiele lepiej, niż współczesne runy Pająka, acz swoje minusy posiada.


Dlatego też w zasadzie trudno jest ocenić ten zeszyt jednoznacznie. Bo z jednej strony, patrząc na to, jak ta konkretna historia wypadała w czasach, gdy „Saga klonów” trwała, i nikt nie wiedział czym się skończy... No pozytywny, superbohaterski akcyjniak z tego mamy. Jednakże spojrzenie z perspektywy czasu i świadomości odpowiedzi, wyjaśnień oraz tego, jak zakończono ostatecznie klonowanie, a raczej to, co było potem, czyli wytłumaczenie wątku z Judaszem Podróżnikiem pokazuje nam niestety, jak nie było pomysłu na wiele wątków, a przede wszystkim co zrobić z nim samym. Ale po kolei - i bez zbędnego wchodzenia w detale. 


Raven zaczyna starania o to by Peter został uznany za niewinnego, jeśli rzeczywiście nim jest. Wciąż jednak absolutnie nie rozumie sensu całej sytuacji. Tymczasem wraz ze Screierem powraca Judasz Podróżnik, który ma dla Petera dwa dylematy: Parker może przywrócić do życia May, ale ceną będzie czyjaś śmierć. Drugi dylemat ukazuje mu przyszłość – za 24 godziny Nowy Jork zostanie zniszczony i to z winy Spider-Mana. Jakie decyzje podejmie nasz Pająk i do czego go to doprowadzi?

 


Poza skrajnym patosem i wzniosłymi gadkami to, oferuje ten zeszyt, to naprawdę udane historie. Dynamiczne, ciekawe, konkretne. Psychologia trochę kuleje, mimo chęci jej pogłębienia, ale cała reszta ma swój mroczny, charakterystyczny dla lat 90. klimat. Gorzej, kiedy, co już pisałem powyżej, zestawić to z odpowiedziami, jakie uzyskaliśmy ostatecznie. Wtedy bowiem nic nie ma sensu. Logika kuleje, a głupota bije po oczach. Można powiedzieć, że przecież to wina tych, którzy potem wymyślali odpowiedzi i będzie to prawda, ale czy wina nie leży też po stronie tych, którzy stworzyli monumentalną sagę bez choćby pomysłu na to, jak ma się rozwinąć? Jak ma się zakończyć?

 


Szkoda. Niemniej właśnie te stare opowieści pomimo tego, jakie się ostatecznie stały, naprawdę warto jest poznać. I warto mimo wszystko przeczytać „Sagę klonów,” bo to największe wydarzenie do jakiego przez tyle lat doszło na Spiderowych łamach. I wciąż ma świetny klimat plus rysunki, bijące na głowę większość tego, co obecnie się ukazuje w temacie. No i fabularnie też nie zawodzi, mimo mojego sarkania.

Komentarze