SWOBODA
W ŻYŁACH
No i w całym tym świętowaniu dwudziestopięciolecia
powstania „Osiedla Swobody” dobrnąłem w końcu do ostatniego jak dotąd wydanego
tomu serii – „Centrum”. To swego czasu – a dokładniej pięć lat temu – w ogóle
było dla mnie duże zaskoczenie i mega radość, że jednak „OS” wraca, że żyje i w
ogóle. A jeszcze większe zaskoczenie i nadzieję przyniosły zapowiedzi trzeciego
głównego tomu serii. I… I niestety choć od premiery minęło pięć lat, a „Osiedle
Swoboda 3” zapowiedziane było na rok 2020, do dziś projekt nie powstał (choć
pojawiła się jedna, dopełniająca nieco opowieści, jednak to temat na potem. No,
ale ja nie o tym, a o „Centrum” miałem, a samo „Centrum” – te kilka zebranych
tu krótszych i dłuższych form – fajne jest, sentymentalne i zarazem wracające
do korzeni, z jednoczesnym pójściem w nowe – bohaterowie zdziadziali już, ich
drogi się rozeszły, ale nostalgia ich dopada, a Swoboda na zawsze już krąży w
żyłach. I taką nostalgią ze Swobodą w żyłach ocieka to wszystko.
Rzecz składa się z dłuższych, od lat rozgrzebanych
form i popełnionych na potrzeby tego czy innego projektu shortów. Zaczyna się
od historii o Kufaju i Sztamie, dwóch osiedlowych dresach, o których wiele
dobrego powiedzieć się nie da. A tu okazuje się, że teraz, po latach, kiedy
sami młodzi już nie są i coraz mniej pasują do obecnego świata, dostają szansę
w poprawie jakości życia i bezpieczeństwa na Swobodzie – a dokładniej w tutejszym
parku, który zawłaszczyli i doprowadzili do ruiny – a także w wychowaniu
nowego, sportowego pokolenia. Czy chęć ciągłych bójek i pokazania swojej „męskości”
przezwycięży dobre intencje i zmarnują tę być może ostatnią w życiu okazję do
zmiany?
W drugiej historii, tytułowym „Centrum”, przenosimy
się na zaśnieżoną stację benzynową, gdzie grupka znajomych siedzi i gada. Wśród
nich jest Kundzio, który teraz wraz z nowymi kumplami kręci dochodowy biznes
blogowo-pisarski. A może nie? Może to wszystko po prostu kolejny przekręt?
Trzecia dłuższa forma w tomie, ostatnia – miała być
jeszcze czwarta, ale Śledziu zapowiedział z tego osobny projekt – czyli „Niedźwiedź
kontra Papa Stajlo” to bodajże najważniejsze, co w tomie znajdziecie. Czyli dziejąca
się dwutorowo akcja, w której poznajemy Dźwiedzia po latach – trzeźwego, ułożonego,
bez koszuli w kratę, bez czapy – gościa mającego rodzinę, własny dom i w ogóle.
I ten Dźwiedziu spotyka się z kilkoma dawanymi kumplami, by przekonać się, że
coś jest nie tak. Ciach, który od paru lat powinien nie żyć, zostawił im list, a
wszystko to prowadzi do odkrycia, że nie dość, iż dawni Swobodni Jeźdźcy nie
widzieli się od dawna ze Smutnym, to jeszcze jakimś losu zrządzeniem zupełnie o
jego istnieniu zapomnieli. Co więcej, nie tylko o nim, jak się okazuje, a na
dodatek Niedźwiedź, wspominając jak widział Smutnego w niecodziennych okolicznościach,
wspomina też, jak przeszedł transformację. A wszystko z powodu walki z niejakim
Papą Stajlem…
Potem w tomie mamy już nieco luźniejszą atmosferę i
krótsze formy. Są tu rzeczy mniej istotne („Jednym uchem”, szort o nowym
mieszkańcu Swobody, który bohaterów spotyka przelotnie, szukając niewracającej
długo do domu żony i „Noc piwnic”, w której głównych bohaterów nie ma, a która traktuje
o okradaniu osiedlowych piwnic właśnie), są bardziej („Z pamiętnika Wiraża”, gdzie
dostajemy historię o tym, jak Ciach musiał uśpić swojego psa) i bywa nawet
niekanonicznie (Szopa na dniach darmowego komiksu), ale…
No cokolwiek tu jest, kręci nam łezkę sentymentu w
oku. Taka jest prawda. Żeby w pełni docenić ten album, trzeba ludzi, którzy „Osiedle”
czytali od początku albo niemal od początku. Kto czekał na kolejne epizody,
może nawet żył tym. Kto pamięta tamte czasy, bohaterów, kto z każdym kolejnym,
powrotem Śledzia do serii wracał do niej, jak do rodzinnego domu i starzał się
z ekipą. Dopiero wtedy, widząc jak po latach zmienili się bohaterowie, jak ich
drogi się rozeszły i jak wygląda teraz otaczający ich świat, właściwie odbierze
ten album – w dużej mierze na poziomie uczuciowym. Bez tego to po prostu
jeszcze jeden dobry obyczajowy komiks, pokazujący to, co obecnie nas otacza,
jak stare „OS” pokazywało to, co otaczało nas na przełomie XX i XXI wieku, fajnie
z satyrą czasem, czasem sentymentem. Sporo gadania, sporo humoru, to znów refleksja
jakaś. I klimat, swojski, sympatyczny, nawet jeśli dość sterylny, jak sterylne
są osiedla.
A jeśli chodzi o moje wspominki, to pamiętam, jak pierwszy
raz czytałem tytułowy komiks z tego zbioru. A było to lata po jego wydaniu. Bo jak
wychodziło drugie zbiorcze wydanie „OS” to ja przespałem gdzieś, przegapiłem informujące,
że tam nowy short i kiedy się w końcu dowiedziałem, było po ptakach – nakład zszedł,
ceny poszły w górę, zdobyć tego nie szło, a przynajmniej nie w normalnej kwocie.
Ale udało mi się wysępić przeczytanie tego, wtedy jedynie w połowie skończonego
epizodu, choć jednocześnie zamkniętego no i było mi mało. Ale wrażanie przyjemnego
powrotu po latach na stare śmieci zostało. Potem, lata później, wszystkie te
publikowane tu i tam, czy to w zinie, czy w antologii „KKK”, czy jako dodatek
do darmowych komiksów na imprezie w Poznaniu, shorty mogłem poczytać dzięki
samemu autorowi, przy okazji pracy nad tekstem o „Produkcie” (ostatecznie wyszła
z tego cienka książeczka, wydana parę lat temu, ale to materiał na inne
opowieści) i znów tylko rozbudziło to mój apetyt.
No i ten album dokładnie to samo robił pięć lat
temu, robi i teraz. Dopowiada to i owo, podprowadza nas pod trójkę, stawia
pytania, zaciekawia i… No i nie ma na razie ciągu dalszego. Szkoda, bo
intrygująco się to zapowiada, ale to rozwijanie zarówno losów bohaterów, którzy
poszli swoimi drogami i osiągnęli to i owo – od domu i rodziny, po zagraniczne
biznesy – jak i świata, bo przecież w trójce miało być ukazane co jest dalej, więcej,
nie tylko Swoboda i Centrum, ale całe Miasto nawet, też świetnie wypada. Ale na
razie na tym koniec. Koniec fajnie napisany i wydany, całkiem fajnie też narysowany,
choć inaczej (wolałem Śledzia, kiedy robił to wszystko ręcznie, a nie cyfrowo,
ale i cyfra ma swój urok, choć przejścia między jedną formą a drugą widoczne są
mocno), ale będący tylko przystawką przed kolejnym, ostatnim główny daniem. Obyśmy
w końcu je dostali. A komu mało, może sięgnąć po „KDP 64+”, gdzie jest epizod „OS”
pokazujący co działo się przed starciem z Papą i jak wyglądało ostatnie realne
spotkanie Smutnego i Niedźwiedzia.
Komentarze
Prześlij komentarz