Osiedle Swoboda: Centrum – Michał „Śledziu” Śledziński

SWOBODA W ŻYŁACH

 

No i w całym tym świętowaniu dwudziestopięciolecia powstania „Osiedla Swobody” dobrnąłem w końcu do ostatniego jak dotąd wydanego tomu serii – „Centrum”. To swego czasu – a dokładniej pięć lat temu – w ogóle było dla mnie duże zaskoczenie i mega radość, że jednak „OS” wraca, że żyje i w ogóle. A jeszcze większe zaskoczenie i nadzieję przyniosły zapowiedzi trzeciego głównego tomu serii. I… I niestety choć od premiery minęło pięć lat, a „Osiedle Swoboda 3” zapowiedziane było na rok 2020, do dziś projekt nie powstał (choć pojawiła się jedna, dopełniająca nieco opowieści, jednak to temat na potem. No, ale ja nie o tym, a o „Centrum” miałem, a samo „Centrum” – te kilka zebranych tu krótszych i dłuższych form – fajne jest, sentymentalne i zarazem wracające do korzeni, z jednoczesnym pójściem w nowe – bohaterowie zdziadziali już, ich drogi się rozeszły, ale nostalgia ich dopada, a Swoboda na zawsze już krąży w żyłach. I taką nostalgią ze Swobodą w żyłach ocieka to wszystko.

 

Rzecz składa się z dłuższych, od lat rozgrzebanych form i popełnionych na potrzeby tego czy innego projektu shortów. Zaczyna się od historii o Kufaju i Sztamie, dwóch osiedlowych dresach, o których wiele dobrego powiedzieć się nie da. A tu okazuje się, że teraz, po latach, kiedy sami młodzi już nie są i coraz mniej pasują do obecnego świata, dostają szansę w poprawie jakości życia i bezpieczeństwa na Swobodzie – a dokładniej w tutejszym parku, który zawłaszczyli i doprowadzili do ruiny – a także w wychowaniu nowego, sportowego pokolenia. Czy chęć ciągłych bójek i pokazania swojej „męskości” przezwycięży dobre intencje i zmarnują tę być może ostatnią w życiu okazję do zmiany?

W drugiej historii, tytułowym „Centrum”, przenosimy się na zaśnieżoną stację benzynową, gdzie grupka znajomych siedzi i gada. Wśród nich jest Kundzio, który teraz wraz z nowymi kumplami kręci dochodowy biznes blogowo-pisarski. A może nie? Może to wszystko po prostu kolejny przekręt?

Trzecia dłuższa forma w tomie, ostatnia – miała być jeszcze czwarta, ale Śledziu zapowiedział z tego osobny projekt – czyli „Niedźwiedź kontra Papa Stajlo” to bodajże najważniejsze, co w tomie znajdziecie. Czyli dziejąca się dwutorowo akcja, w której poznajemy Dźwiedzia po latach – trzeźwego, ułożonego, bez koszuli w kratę, bez czapy – gościa mającego rodzinę, własny dom i w ogóle. I ten Dźwiedziu spotyka się z kilkoma dawanymi kumplami, by przekonać się, że coś jest nie tak. Ciach, który od paru lat powinien nie żyć, zostawił im list, a wszystko to prowadzi do odkrycia, że nie dość, iż dawni Swobodni Jeźdźcy nie widzieli się od dawna ze Smutnym, to jeszcze jakimś losu zrządzeniem zupełnie o jego istnieniu zapomnieli. Co więcej, nie tylko o nim, jak się okazuje, a na dodatek Niedźwiedź, wspominając jak widział Smutnego w niecodziennych okolicznościach, wspomina też, jak przeszedł transformację. A wszystko z powodu walki z niejakim Papą Stajlem…




Potem w tomie mamy już nieco luźniejszą atmosferę i krótsze formy. Są tu rzeczy mniej istotne („Jednym uchem”, szort o nowym mieszkańcu Swobody, który bohaterów spotyka przelotnie, szukając niewracającej długo do domu żony i „Noc piwnic”, w której głównych bohaterów nie ma, a która traktuje o okradaniu osiedlowych piwnic właśnie), są bardziej („Z pamiętnika Wiraża”, gdzie dostajemy historię o tym, jak Ciach musiał uśpić swojego psa) i bywa nawet niekanonicznie (Szopa na dniach darmowego komiksu), ale…

 

No cokolwiek tu jest, kręci nam łezkę sentymentu w oku. Taka jest prawda. Żeby w pełni docenić ten album, trzeba ludzi, którzy „Osiedle” czytali od początku albo niemal od początku. Kto czekał na kolejne epizody, może nawet żył tym. Kto pamięta tamte czasy, bohaterów, kto z każdym kolejnym, powrotem Śledzia do serii wracał do niej, jak do rodzinnego domu i starzał się z ekipą. Dopiero wtedy, widząc jak po latach zmienili się bohaterowie, jak ich drogi się rozeszły i jak wygląda teraz otaczający ich świat, właściwie odbierze ten album – w dużej mierze na poziomie uczuciowym. Bez tego to po prostu jeszcze jeden dobry obyczajowy komiks, pokazujący to, co obecnie nas otacza, jak stare „OS” pokazywało to, co otaczało nas na przełomie XX i XXI wieku, fajnie z satyrą czasem, czasem sentymentem. Sporo gadania, sporo humoru, to znów refleksja jakaś. I klimat, swojski, sympatyczny, nawet jeśli dość sterylny, jak sterylne są osiedla.

 


A jeśli chodzi o moje wspominki, to pamiętam, jak pierwszy raz czytałem tytułowy komiks z tego zbioru. A było to lata po jego wydaniu. Bo jak wychodziło drugie zbiorcze wydanie „OS” to ja przespałem gdzieś, przegapiłem informujące, że tam nowy short i kiedy się w końcu dowiedziałem, było po ptakach – nakład zszedł, ceny poszły w górę, zdobyć tego nie szło, a przynajmniej nie w normalnej kwocie. Ale udało mi się wysępić przeczytanie tego, wtedy jedynie w połowie skończonego epizodu, choć jednocześnie zamkniętego no i było mi mało. Ale wrażanie przyjemnego powrotu po latach na stare śmieci zostało. Potem, lata później, wszystkie te publikowane tu i tam, czy to w zinie, czy w antologii „KKK”, czy jako dodatek do darmowych komiksów na imprezie w Poznaniu, shorty mogłem poczytać dzięki samemu autorowi, przy okazji pracy nad tekstem o „Produkcie” (ostatecznie wyszła z tego cienka książeczka, wydana parę lat temu, ale to materiał na inne opowieści) i znów tylko rozbudziło to mój apetyt.

 

No i ten album dokładnie to samo robił pięć lat temu, robi i teraz. Dopowiada to i owo, podprowadza nas pod trójkę, stawia pytania, zaciekawia i… No i nie ma na razie ciągu dalszego. Szkoda, bo intrygująco się to zapowiada, ale to rozwijanie zarówno losów bohaterów, którzy poszli swoimi drogami i osiągnęli to i owo – od domu i rodziny, po zagraniczne biznesy – jak i świata, bo przecież w trójce miało być ukazane co jest dalej, więcej, nie tylko Swoboda i Centrum, ale całe Miasto nawet, też świetnie wypada. Ale na razie na tym koniec. Koniec fajnie napisany i wydany, całkiem fajnie też narysowany, choć inaczej (wolałem Śledzia, kiedy robił to wszystko ręcznie, a nie cyfrowo, ale i cyfra ma swój urok, choć przejścia między jedną formą a drugą widoczne są mocno), ale będący tylko przystawką przed kolejnym, ostatnim główny daniem. Obyśmy w końcu je dostali. A komu mało, może sięgnąć po „KDP 64+”, gdzie jest epizod „OS” pokazujący co działo się przed starciem z Papą i jak wyglądało ostatnie realne spotkanie Smutnego i Niedźwiedzia. 

Komentarze