Star Wars Komiks #1/2018: Doctor Aphra. Ścigana Przez Wszystkich – Kieron Gille, Kev Walker

DADDY ISSUES

 

Kolejny zaległy komiks starwarsowy za mną. Tym razem pierwszy numer  „Doctor Aphry”, przygody bohaterki, którą akurat lubię i… No i nieźle jest, ale Aphra o niebo lepsza i ciekawsza była, kiedy brylowała, jako postać poboczna. Kiedy dostała pełny metraż, zatonęło to wszystko w sztampie, a ona zmieniła się w postać jakich wiele. Odarta z tajemnicy, nie robi już takiego wrażenia, acz numer wchodzi całkiem szybko i nieźle. Nie zmienia to jednak faktu solidnej dawki typowo starwarsowej bylejakości.

 

Po ostatnich wydarzeniach Aphra nie może się wychylać, a jednocześnie ma problemów co niemiara. Szczególnie finansowych. By spłacić długi, musi skorzystać ze swoich archeologicznych znajomości i tytułu, ale okazuje się, że przez wątpliwości co do jej odkryć, nie może już mówić o sobie per „doktor”, a bez tego nie sprzeda w dobrej cenie swoich znalezisk i… No i z tej przyczyny rusza w swoje dawne strony, żeby rozwiązać zagadkę, a tu już czeka na nią jej ojciec, owładnięty obsesją odnalezienia Ordu Aspectu. To on doniósł na córkę i to on zmusza ją teraz do pomocy. Tak więc oboje wyruszają na poszukiwania mitu, który może w ogóle nie istnieć, a kłopoty nie odpuszczają na żadnym kroku…

 

Cwana archeolog, kombinatorka, mająca niejedno na sumieniu, daleka od uczciwości i potrafiąca zawalczyć o swoje i swoje pokazać. Taka była Aphra, kiedy ją poznaliśmy. W towarzystwie robotów-psychopatów, kradła show. Do czasu, jak widać. Większość jej charakteru zniknęła, nadal bywa cyniczna, ale rzadko, nadal kombinuje i okrada trupy, ale wszystko to gdzieś w tle, jakby na chwilę się przypomniało scenarzyście, a reszta tonie w sosie opowieści o takiej sobie życiowej bidulce mającej syndrom tatusia. Te problemy, to stłamszenie jej w ogóle do niej nie pasuje. Psychologiczny rys postaci wypada blado, nie wygląda prawdziwie to wszystko, tym bardziej nic w tym przekonującego. Ludzie są różni, wiele rzeczy ostrosłup o podstawie kwadratu i wcisnął za pomocą młotka w trójkątny otwór, nie przejmując się, że wystarczyło go nieco obrócić i włożyć we właściwy sposób. Zamiast złożonej postaci pełnej sprzeczności zaserwował nam niespójna, nieprzemyślaną i zawodzącą względem wcześniejszej kreację postaci coraz bardziej papierowej. Szkoda.

 


Oczywiście na tym nie koniec, bo jej problemy z tatuśkiem to taka sztampa, że szkoda słów. Podobnie, jak i parę innych rzeczy, których nie chcę Wam zdradzać. Na szczęście czyta się to szybko i nieźle, akcja, chociaż nie jakoś szczególnie wyrazista, ma niezłe tempo. Ale z rysunkami jest, jak z Aphrą, niekiedy niezłe, częściej słabe. Tam, gdzie Walker nie pokazuje twarzy postaci jest spoko, tak, gdzie bliżej końca i pył i śnieg, gdzie stara się kopiować kreskę późnego Bachalo, jest fajnie, ale ogół jakoś mi zgrzyta. No i ta Aphra w jego wykonaniu – jak nastolatka mająca na przemian dwie miny: naburmuszonej małolaty, albo bidulki, którą trzeba ratować. Twarda babka z charakterem zniknęła jeszcze bardziej, a szkoda, bo zniknęło co najciekawsze. Ale jednocześnie doceniam, że wprowadza nieco własnych klimatów do tej historii – tych w tle, nie w kreacji postaci, tu doceniać nie ma co.

 

Czyli jeszcze jeden typowy zeszyt. Lepszy od wcześniejszych numerów magazynu, ale nadal daleki od tego, by mógł być naprawdę dobry i satysfakcjonujący. Niezły jest jednak, bardziej jako oddzielne dzieło, niż ciąg dalszy przygód fajnej bohaterki, ale cóż poradzić.

Komentarze