X-Men #4-5/1996: Odzieranie z dusz / ...dla dzieci! – Fabian Niecieza, Andy Kubert, Scott Lobdell, Brandon Peterson
DUSZODZIERAĆ
Po „Pieśni Egzekutora” postanowiłem wrócić do
niewznowionej nigdy, acz wartej uwagi opowieści zatytułowanej „Odzieranie z
dusz”. Ach ten patos, te tytuły, które mi, jako dzieciakowi kojarzyły się
jednocześnie ze „Z archiwum X” (i nie tylko one, ale o tym dalej), ta magia tamtych
lat… No i przede wszystkim mega-sentyment, bo opowieść o Soul Skinnerze to był
mój pierwszy xmenowy komiks, który kupiłem mając niespełna osiem lat. Ale i bez
nostalgii, rzecz naprawdę dobrze się broni, ma swój urok, klimat i siłę, których
brak dzisiejszym komiksom.
Colossus wraz z X-Men przybywa do Rosji, żeby poinformować
bliskich o samobójczej śmierci swojego brata, Michaiła. Nie wie jeszcze, w co
już wkrótce się wplącze. Oto bowiem w syberyjskiej miejscowości Neftelensk
doszło do dziwnego zdarzenia – wszyscy mieszkańcy z jakiejś przyczyny wpadli w
dziwny letarg. Sprawę zbadać ma na zlecenie rządu Omega Red, ale nie jest w
stanie. We wszystko zostają więc zaangażowani X-Men. Nie wiedzą jeszcze, co na
nich czeka i jakie jeszcze tragedie czekają na Petera. Kim jest Soul Skinner? Jakie
ma ograniczenia? I jak to się wszystko skończy?
Tylko try zeszyty (plus jeszcze historia o Acolytes
na koniec, ale to już oddzielna rzecz), a jednak mimo iż rzecz działa się bezpośrednio
po wielkim evencie, jakim była „Pieśń egzekutora”, naprawdę daje radę. Historia
nieco bardziej kameralna, bez takiego rozmachu i rozbuchania, ale i jednocześnie
bardziej spójna, a co najważniejsze skupiona na postaciach. Oczywiście nie
brakuje tu akcji, postać Soul Skinnera – wroga, który pojawia się tylko w tych trzech
zeszytach (co jest fajne, bo temat nie jest eksploatowany do porzygu) – jest dobrze
zrobiona, a cały wątek skupiony na pewnej tajemnicy i klimacie, jak dla mnie
robi robotę.
Na początku pisałem o porównaniach do „Z archiwum X”
i w tym wypadku nie tylko te tytuły i podtytuły (zobaczcie, jak ładnie brzmi
takie „A Skinning of Souls Part Three: Harvest of the Innocent”) nasuwają tego
typu skojarzenia, ale też i treść. Te trzy zeszyty są jak typowy odcinek monster
of the week – miasteczko, w którym wydarzyło się coś dziwnego, tajemniczy
złol z mocami, zagadka, konfrontacja. Tyle, że tu mamy superbohaterów, a nie
agentów. Jednocześnie rzecz fajnie wynika – niekiedy jak najbardziej dosłownie –
w głowy i psychikę postaci, świetnie dobija Colossusa, jak to się robiło w
mroczej erze komiksu i sprawia, że fabułę momentami naprawdę się przeżywa.
Świetnie się to czyta, to raz, rzecz jest
dynamiczna, ale też skondensowana. Rozpisana na ledwie trzy zeszyty, daje nam
esencjonalną historię bez zapychaczy. A dzięki rysunkom Kuberta, który w tamtych
czasach był u szczytu swoich możliwości, całość ma przyjemnie zimny, sterylny i
niegościnny klimat i tym klimatem urzeka. Wiadomo, jest tu parę idiotyzmów, bo in
plus, że na Syberii dali bohaterom nieco więcej ciuchów, ale lekkie kurteczki
to przesada, szczególnie w sytuacji, gdy taka Psylocke biega nadal prawie z
gołym tyłkiem. Co nie zmienia faktu, że wizualnie jest to wszystko bardzo
ładne, dopracowane, a Omega Red i Soul Skinner wypadają świetnie (plus nawet
zwykłe, ludzkie postacie mają w sobie sporo charakteru).
W skrócie, fajna sprawa. Kiedyś dobrze się bawiłem, dobrze bawię się nadal – z czasem coraz lepiej. takich historii chciałoby się więcej, chciałoby się mieć je wznowione na naszym rynku. Cieszę się, że mamy „Punkty zwrotne” z najważniejszymi wydarzeniami (no i mam nadzieję, że „Onslaught Saga” też do nich zawita, bo w oryginalnym wydaniu wyszła), ale bardziej cieszyłbym się z mutantów w wersji Epic Collection (ta historia i parę innych, fajnych, wyszła w 22 jej tomie).
Komentarze
Prześlij komentarz