Panowie i damy – Terry Pratchett

ŹLE SIĘ DZIEJE W KRÓLESTWIE LANCRE

 

Trochę się zeszło, ale w końcu wróciłem do czytania „Świata dysku”. Po trzynastu tomach trochę mi się temat przejadł, ale też i chodziło o to, że ten tom to znów czarownice, znów Lancre, znów pewnie pojedzie Pratchett Szekspirem, a na to nie miałem ochoty. Ale w końcu wróciłem, złapałem, pochłonąłem i warto było. Dobry tom, nie wali tym Szekspirem po łbie, jak to było wcześniej, bawi się różnymi rzeczami, nie tylko z popkultury i wrzuca tyle wątków z magami – moimi bezwzględnymi ulubieńcami – że po prostu musiałem się dobrze bawić.

 

Są na tym świecie rzeczy, o których się nie mówi. Takie, które najlepiej by pozostały zapomniane. Takie, jak Panowie i Damy.

W życiu czarownic dzieje się teraz dużo. Na dobry początek dochodzi do rozłamu, kiedy Magrat Garlick postanawia skończyć z czarownictwem i zgodzić się na ślub z Verence’em, nowym królem Lancre. Czy jednak jest gotowa na dworskie życie? Gdy trwają przygotowania do ślubu, a zaproszenia na uroczystości słane są w najróżniejsze miejsca, Babcia Weatherwax i Niania Ogg muszą zmierzyć się z problemem. Nie dość, że wszędzie pojawiają się kręgi zbożowe – nawet w owsiance – to jeszcze wśród okolicznych młodych dziewczyn pojawia się niezdrowe zainteresowanie czarownictwem, a to może stanowić nie lada zagrożenie dla… no dla wszystkiego. Gdy one zmagają się z tym wszystkim, starając się nie dopuścić do powrotu Panów i Dam, magowie z Niewidocznego Uniwersytetu, wraz z bibliotekarzem, wyruszają w podróż, by dotrzeć na zaślubiny, ale przed nimi długa i niebezpieczna droga. Jak to wszystko się skończy? Przed czym strzegą Tancerze i kim są Panowie i Damy? I co z tym wszystkim mają wspólnego zespół tańca Morris, Drugi Największy Kochanek Świata Casanunda oraz światy alternatywne?

 

Pomieszanie z poplątaniem, ale jakie miłe, jakie klarowne i pozbawione chaosu. Komedia pomyłek, najczęściej typowo pratchettowa, ale eksplorująca naprawdę różne estetyki, klimaty i podejścia i czasem nawet mamy tu takie smaczki, jak momenty rodem z parodii od tria ZAZ (te żarty z nazwiskami i profesjami pewnej ekipy – sami zobaczycie, Zuckerowie i Abrahams by się tego nie powstydzili). Tom wypełniony jest akcją, do połowy ciąży nad nim pewna tajemnica, do tego mamy tu sporo romansu, nie tylko tego tytułowego, ale też i wspominki pewnego maga z przeszłości (którego i kogo dotyczące to już musicie przeczytać sami) i wiele, wiele więcej. Tak, tak, erotyki także, podanej czasem dwuznacznie, subtelnie, czasem rubasznie. Jest coś z Tolkiena (sztuka o miłości elfki i człowieka mocno rzuca się w oczy, ale nie jest jedyna), jest coś z prozy Washingtona Irvinga, sporo tu też Szekspira, wiadomo, acz tym razem mniej to wali po oczach. Ba, jest tu nawet polski akcent i to nie tylko słowo "sto" w nazwie pewnych miejsc (a słowo to Pratchett umyślnie zaczerpnął z nadwiślańskiej mowy). A wszystko, oczywiście, odbite w krzywym, dyskowym zwierciadle.

 

Dobrze się to czyta i to bardzo. Powieść jest zabawna, jest pomysłowa, wchodzi szybko i przyjemnie, nawet na chwilę nie nudzi… No niby standard, ale że już po raz czternasty, trzeba to docenić. Tak, jak i to, że tyle tych powieści Pratchett nastukał, wszystkie opierając na jednym i tym samym schemacie w zasadzie, a i tak każda trzyma poziom i daje czytelnikowi frajdę. A kto siedzi w tym od początku, chociaż każda cześć jest w zasadzie niezależna (ta nieco mniej, co zauważa sam autor, ale po to daje nam pewne jakby streszczenie), dodatkową przyjemność znajduje w podpatrywaniu co się dzieje z jego ulubionymi postaciami, jakie łączą relacje ich i innych bohaterów i jak powracają pewne drobiazgi, które są, jak puszczanie oka do fanów.

 

Mało? Znów czytając miałem wrażenie, że twórcy „Świata według Kiepskich” dobrze znali serię i z niej czerpali – tym razem nieco inaczej, bo nie fabularnie, a w detalach: opisy wymyślnych peruk to wypisz wymaluj fryzury Jolasi. A samo czytanie to lekka, prosta, ale treściwa, bardzo płynna, mega lekko wchodząca robota, mająca w sobie to coś. Plus satyryczna nuta, która dobrej rozrywce dodaje pewnej porcji życiowych prawd i głębi i mamy kolejny tom, który znać absolutnie warto.

Komentarze