Felix, Net i Nika oraz Zygfryd Samozwaniec – Rafał Kosik

SZKOLNE PORZĄDKI

 

Ostatnio postanowiłem w końcu wrócić do czytania „Felixa, Neta i Niki”, bo może to i taka polska odpowiedź na „Harry’ego Pottera” (bez urban fantasy, ale z trójką bohaterów podobnych pod każdym względem, szkołą i dziwnymi stworzeniami do spotkania w jej murach, dzięki pewnemu profesorowi), ale jednak ja tą serię lubię. Bo mimo podobieństw, ma swój charakter i przede wszystkim fajna jest. A że dotąd wyszło już osiemnaście tomów, a autor wciąż tworzy kolejne, choć już nie tak często, jak kiedyś, wychodzi na to, że podoba się nie tylko mnie. No i przy okazji te osiemnaście książek to też nie wszystko, bo w międzyczasie Kosik serię dopełniał wydawanymi to tu, to tam opowiadaniami. Część z nich zebrano w jeden tom, dwa nowsze jednak jak dotąd funkcjonują jedynie samodzielnie, a „Zygfryd” (swego czasu wydany zarówno w formie zeszytowej, jak i dostępnej niegdyś na stronie wydawcy wersji cyfrowej) to jedno z nich. Nie jest to może najlepsze z opowiadań z serii, ale swego czasu było ważne – po trzech latach nieobecności cyklu na rynku przypomniało nam, że jest na co czekać, dodało coś do otwartego zakończenia poprzedniego tomu i rozbudziło apetyt na to, co nadejść miało potem.

 

Po blackoucie i szaleństwie, jakie wybuchło po efekcie Carringtona, świat wraca na normalne tory, a nasi nastoletni bohaterowie do szkoły. Wprowadzone przez Wąsa zamiany zostały cofnięte, ale to nie koniec szkolnych problemów. Przede wszystkim jednak trzeba placówkę przywrócić do funkcjonalności, od spraw związanych z siecią, po kwestie dróg ewakuacyjnych, a do tego zaprzęgnięci zostają niechętni uczniowie, którzy wraz z przydzielonymi do grup nastolatków nauczycielami zabierają się do działania. A tymczasem dochodzi do serii dziwnych kradzieży i… Co z tego wyniknie? Czy Felix dowie się w końcu czegokolwiek o swojej dziewczynie, której lot nie dotarł do celu? I kim jest Zygfryd, o którym wspomina profesor Butler?

 

No i takie jest to opowiadanko, gdzie akcja dzieje się w szkole, coś tam dopowiada do wydarzeń już znanych, ma pewną dozę tajemnicy, ale fabularnie jest oczywiste i bardzo nieskomplikowane. Acz sympatyczne. W sumie, jak większość części serii. No ale to w końcu literatura młodzieżowa, zbyt złożona być nie może, liczy się by było dynamicznie i w klimacie, jakiego oczekują odbiorcy. I tak jest. Przyjemnie przy tym napisane, z wyrazistymi postaciami i ogólnie wszystkim tym, co we „FNiN” lubimy. Tylko mniej i bardziej w formie przejściowej, między jednym tomem a drugim.

 

No i właśnie tak to należy traktować. Można czytać samodzielnie, bo nieskomplikowana to rzecz i nikt się nie zgubi, a co wiedzieć powinien, wyłożone jest wprost w tekście, niemniej najlepiej sprawdza się jako dodatek, epilog do „Końca świata jaki znamy” i zarazem prolog do „Zero szans”. Ale kiedyś i ono powinno zostać zebrane w jakimś tomie (albo zostać dołączone do tych, pomiędzy którymi się dzieje). 

Komentarze