Bastion - Stephen King


Tajemniczy wirus wynaleziony przez wojsko wydostaje się z laboratorium. W krótkim czasie zabije kilka miliardów ludzi. Nieliczni ocaleli muszą odnaleźć się w postapokaliptycznym świecie. Jednak szybko odkrywają, że nie przypadkowo przeżyli. Mają do wykonani misję, do której wskazówkami okazują się być dziwne nawiedzające ich sny...


Do tej książki Kinga wiele lat temu podchodziłem nic niemal o niej nie wiedząc. Słyszałem, ze jest kultowa i nie chciałem dowiadywać się o niej niczego więcej. Szczególnie, że uwielbiałem już wówczas Kinga i chciałem przeżyć lekturę jak najpełniej.


I na początku było świetnie, ale niestety im dalej tym książka zaczynała nużyć pewną monotonią i wręcz epickimi (by ładnie nazwać to wodolejestwo) opisami. Ale nie mogłem na to narzekać, nie kiedy Stephen rozpisywał się tka nad moim ulubionym elementem jego dział - wątkami obyczajowymi. Kiedy jednak zakończyłem tę powieść roześmiałem się z politowaniem dla jej zakończenia, które było po prostu nijakie i nie pasujące do całości. Oto bowiem (uwaga spoiler!) konfrontacja, na którą czekaliśmy od dobrych 500 stron w ogóle nie nadchodzi, a powieść kończy się szybko i nagle jakby sam autor miał dość ciągnięcia tego i znudził się opowiadaniem historii, którą ciągnął przez ok 1000 stron. A to rozczarowuje i to bardzo.


Jeśli jednak przeboleć zakończenie (wielokrotnie King bywał gorszy - np "To" cz "Stukostrachy" rozczarowywały całkowicie) książka jest całkiem niezłą, postapokaliptyczną zabawą pełną trupów, obrzydliwości, wyludnionych scenerii i najgorszych ludzkich zachowań. A także nadziei i wiary.

Komentarze