Dziewczyna i chłopak wszystko na opak - Wendelin Van Draanen

Bryce to nastolatek, który za sąsiadkę ma Juli, rówieśnicę zakochaną w nim do szaleństwa. Zakochaną tak bardzo, że on nie może tego znieść. Na unikach kontaktu z nią, by przypadkiem nie zachęcić jej do czegoś więcej, spędza większość czasu. Wszystko zaczyna zmieniać się pewnego dnia, gdy Bryce poważnie zrani Juli. Zdarzenie to zacznie uświadamiać mu jego prawdziwe uczucia do Juli. Tylko czy teraz nie jest już za późno?


Po "Dziewczynę i chłopaka..." (swoją drogą, wierne tłumaczenie angielskiego tytułu "Fliped", nie ma co...) sięgnąłem, bo zachęciła mnie okładka. Moja natura romantyka nie pozwoliła mi nie wziąć choćby książki do ręki i nie przerzucić kilku stron w celu zapoznania się ze stylem. Ale jeszcze zanim się z nim zapoznałem, wiedziałem, że powieść kupię. Wystarczył uroczy opis z tyłu.


I tak chwilę potem płaciłem już za "Dziewczynę i chłopaka..." i jeszcze tego samego dnia brałem się do lektury. I wpadłem po uszy.


Stylistycznie powieść okazała się lekka, minimalistyczna, ciekawa i przyjemna. Pełna ciepła i humoru sprawiła, że przez kilkadziesiąt stron siedziałem z głupim zapewne uśmieszkiem, a przez całą resztę z masą najróżniejszych emocji. Wzruszenia, zdenerwowania (przy łzach Juli chciałem złapać tego całego Bryce'a i...), smutku, nadziei, radości, rozbawienia... Całej palety uczuć, które rzadko mi się zdarzają przy okazji lektur. Polubiłem Bryce'a, choć lubić go się nie dało, i polubiłem Juli, bo nie można było nie polubić tej uroczej dziewczyny, która za nic ma konwenanse. Polubiłem ich życie i losy i kibicowałem ich miłości. Nie sądziłem jednak, że dam powieści tak rzadko przyznawane przeze mnie 8 gwiazdek. W końcu ile razy czytałem coś podobnego? Początkowa nienawiść, późniejsza miłość i wreszcie wielki happy end. Ale wtedy dobrnąłem do końca (przyznam, że siedząc jak na szpilkach) i...


Tak, po takim zakończeniu autorka zasłużyła sobie na 8 / 10 gwiazdek. Po nim i po tym, jak cudownie przedstawiła te same zdarzenia z perspektywy dwóch różnych płci. Niuanse i różnice w postrzeganiu tego samego i upiększaniu wersji zdarzeń.


Owszem, nie jest to powieść bez wad. Gdyby ich nie miała, byłoby 10, a nie 8. Trochę zabrakło mi w tym problemów okresu dojrzewania, przez autorkę absolutnie pominiętych (wiem, że z założenia jest to książka również dla młodych, ale trochę realizmu, by się przydało), ale to chyba jedyne czego brak poczułem. Cała reszta jest na swoim miejscu, jest taka jak należy i to cieszy. A poza tym, kto przy lekturze tak uroczej książki chciałby narzekać?


Tak więc konkluzja mojej recenzji będzie przewidywalna: kto uwielbia urocze, niewinne i po prostu słodkie romanse, ale nie pozbawione realizmu i goryczy, po książkę sięgnąć powinien i to bez zastanowienia. Bez względu na wiek. Choć szczególnie polecam ją osobom młodym, albo sentymentalnym. Nauczą się czegoś o życiu i przeczytają coś bardziej wartościowego od cukierkowego "Zmierzchu". Cudowna książka! I tylko jedno pytanie do kobiet: czy my, faceci, naprawdę jesteśmy tak beznadziejni?

Komentarze