NAJLEPSZA
POWAŻNA POLSKA SERIA FANTASY POWRACA
„Opowieści z meekhańskiego
pogranicza” to bezwzględnie najlepsza poważna polska seria fantasy. Czytałem,
wiele dobrych rodzimych książek, kilka naprawdę udanych z tego typu literatury,
jak choćby „Pan Lodowego Ogrodu”, a jednak to właśnie dzieło Wegnera przyćmiło
wszystkie z nich. Fabularnie, stylistycznie… właściwie na każdym poziomie. Dlatego
tak bardzo wyczekiwałem najnowszego, piątego tomu serii, a teraz, kiedy się w
końcu ukazał, mogę powiedzieć jedno – jak zawsze warto było czekać, bo autor po
raz kolejny pokazał, za co kochają go jego fani.
Deana d’Kellean nigdy nie miała
lekko, a życie powiodło ją drogą od Pieśniarki Pamięci i mistrzyni miecza, do
wybranki Boga Ognia, która rządzi swoim własnym księstwem położonym na pustyni.
Niegościnny, rozgrzany teren, staje się jednak areną niebezpiecznych wydarzeń,
kiedy bunt niewolników u południowych granic, postępuje coraz bardziej. Teraz
na władczynię, która zmagała się w poukładaniem kraju na nowo, czeka zażegnanie
kryzysu, mogącego przerodzić się w wojnę. Kryzysu, w którym po stronie
niewolników znalazł się Genno Laskolnyk ze swoimi ludźmi. Co tam jednak robi i
do czego jego obecność może doprowadzić?
Tymczasem Czerwone Szóstki zmagają
się ze sekretem, który życie kosztował już niejedną osobę. Los przetnie ich
drogi z drogami Szczurów i Altsina. A to dopiero początek tego, co będzie się
działo. Areną zaś stanie się Meekhan, którego czeka nie lada próba.
Długo Wegner kazał nam czekać na
piąty tom swojej sagi, bo aż trzy lata – może nie jest to imponujący okres
czasu, zwarzywszy na to, ile np. George R.R. Martin tworzy najnowszą część
„Pieśni lodu i ognia”, ale jednak dłużył się strasznie – ale warto było. O tym
pisałem już jednak na wstępie, pytanie tylko co to tak właściwie znaczy. Pozwólcie
zatem, że przejdę do szczegółów.
Wszystkie poprzednie tomy „Opowieści
z meekhańskiego pogranicza” były znakomitymi lekturami, stojącymi na naprawdę
wysokim poziomie, tym razem jednak autor przeszedł samego siebie. W liczącej
ponad siedemset stron powieści, zebrał bohaterów i wątki rozwijane od samego
początku kariery, kiedy to cykl był jeszcze serią opowiadań, powiązanych ze
sobą głównie miejscem akcji i bohaterami. Z czasem historie i postacie zaczęły
się przeplatać i łączyć w większą, fascynującą całość. Etapem kulminacyjnym
tego procesu staje się właśnie „Każde martwe marzenie”, kiedy to na stronach
spotykają się wszyscy, a ich losy i wydarzenia z nimi związane, jak
poszczególne elementy układanki, wskakują wreszcie na miejsce, tworząc piękny,
rozległy obraz.
Jednocześnie wszystko to Wegner
podaje typowym dla siebie stylem, nie tak lekkim i prostym, do jakiego
przyzwyczaiła nas rozrywkowa fantastyka, ale chwała mu za to. Ciężar całości jest
odpowiednio wyważony, opisy, literacko satysfakcjonujące, urzekają zarówno
epickością, jak i realizmem, akcja ma dobre tempo, nie brak tu też spokojnych,
stonowanych momentów, a bohaterowie są naprawdę dobrze skonstruowani. Sam świat
też jest ciekawy, autor nie zapomina przy tym o popisie wyobraźni, a zarazem
wie, jak wszystko to połączyć ze sobą w spójną całość.
W skrócie: „Każde martwe marzenie”,
tak jak cały cykl „Opowieści z meekhańskiego pogranicza”, to kawał doskonałej
literatury fantastycznej dla dojrzałego i wymagającego czytelnika. Tę serię
chce się czytać i chce się do niej wracać. Dlatego też polecam gorąco, tym
bardziej, że w rodzimej literaturze fantastycznej rzadko zdarza się spotkać tak
wysoki poziom.
Komentarze
Prześlij komentarz