Strażnicy Galaktyki, tom 1 - Dan Abnett, Andy Lanning, Wes Craig, Paul Pelletier, Brad Walker

WŁAŚCIWI STRAŻNICY


Nie jest to ani pierwsza seria o przygodach Strażników Galaktyki, bo pierwsza ekipa nosząca to miano uformowała się w 1969 roku, ani też ostatnia – w końcu komiksy z tym logo na okładce wychodzą po dziś dzień. Jednakże zebrane tu historie, pochodzące z początków wydawania drugiego Volume’u serii, zainicjowanego w 2008 roku, należą do najsłynniejszych odsłon przygód tej grupy. I nawet jeśli nie są tak świetne, jak zeszyty pisane przez Briana Michaela Bendisa, to wciąż kawał niezłego komiksu, który miłośnicy Star-Lorda i reszty szalonej ekipy poznać powinni.


Star-Lord, szop Rocket, Gamora, Drax Niszczyciel, Adam Warlock, psi telepata Kosmo i inni. Oto Strażnicy Galaktyki. Spotkali się podczas wydarzeń opisanych w „Anihilacja: Podbój” i tam też stworzyli drużynę. Teraz czas przekonać się, jak pójdzie im wspólne działanie i radzenie sobie z nowymi zagrożeniami. Bo może i fala anihilacji nie stanowi już zagrożenia, jednak pęknięcia w czasoprzestrzeni, tajna inwazja Skrulli i tym podobne sprawy już czekają na horyzoncie. Jak jednak bohaterowie poradzą sobie z nimi, skoro nawet nie potrafią dotrzeć się wzajemnie?


Pierwsza ekipa Strażników Galaktyki z 1969 roku składała się z m.in. z Vance’a Astro, Martinexa T'Nagi, Captaina Charlie-27 czy Yondu Udonty. Chociaż pierwszy komiks o nich sprzedał się dobrze, na kolejny trzeba było poczekać pięć lat. Potem postacie te pojawiały się w rożnych seriach do roku 1980, by przepaść na kolejną dekadę. Dopiero w roku 1990 przywrócono Strażników i podarowano im w końcu własny tytuł, a ten doczekał się aż 62 zeszytów i ostatecznie skończył w 1995 roku. Na reaktywację fani musieli poczekać aż kolejnych 12 lat. Wszystko dzięki eventowi „Anihilacja: Podbój”, w którym uformował się nowy oddział Strażników, a wkrótce potem, w roku 2008 ekipa dostała własną serię – tę, której pierwszy tom trzymacie właśnie w rękach. Seria przetrwała dwa lata, zwieńczona eventem „Imperatyw Thanosa’, a potem wznowiona została w 2012 roku już pod wodzą Bendisa, ale to opowieść na zupełnie inny czas. Wracając do niniejszego albumu, co właściwie można o nim powiedzieć?


Przede wszystkim to, że jeśli podobała Wam się „Anihilacja: Podbój”, to i „Strażnicy” przypadną Wam do gustu. Jeśli nie czytaliście, w skrócie mamy tu do czynienia z typową space operą w stylu gwiezdnych wojen, z tym, że z zabawnymi postaciami. Ekipa niepasujących do siebie indywiduów, szalone przygody, szybka akcja, porcja zagrożenia, walki, sporo spektakularnych scen… I oczywiście humor. Może postacie i charakter całości nie są jeszcze w pełni wykształcone (wersja kinowa i tak pozostaje nie pobita – swoją drogą oba filmy inspirowano właśnie drugą „Anihilacją” i tymi zeszytami), ale już pokazujące, na co będzie stać ten cykl.


Rysunkowo rzez jest całkiem udana. Prosta, ale niepozbawiona pewnej dozy realizmu kreska i niezły kolor dają sympatyczny efekt końcowy, a świetne wydanie ładnie prezentuje się na półce. Miłośnikom „Strażników” i kosmicznych klimatów uniwersum Marvela poleca, bo to kawał niezłej rozrywki. 

Komentarze