WŁAŚCIWI
STRAŻNICY
Nie jest to ani pierwsza seria o
przygodach Strażników Galaktyki, bo pierwsza ekipa nosząca to miano uformowała
się w 1969 roku, ani też ostatnia – w końcu komiksy z tym logo na okładce
wychodzą po dziś dzień. Jednakże zebrane tu historie, pochodzące z początków
wydawania drugiego Volume’u serii, zainicjowanego w 2008 roku, należą do
najsłynniejszych odsłon przygód tej grupy. I nawet jeśli nie są tak świetne,
jak zeszyty pisane przez Briana Michaela Bendisa, to wciąż kawał niezłego
komiksu, który miłośnicy Star-Lorda i reszty szalonej ekipy poznać powinni.
Star-Lord, szop Rocket, Gamora,
Drax Niszczyciel, Adam Warlock, psi telepata Kosmo i inni. Oto Strażnicy Galaktyki. Spotkali się podczas wydarzeń opisanych w „Anihilacja: Podbój” i tam
też stworzyli drużynę. Teraz czas przekonać się, jak pójdzie im wspólne
działanie i radzenie sobie z nowymi zagrożeniami. Bo może i fala anihilacji nie
stanowi już zagrożenia, jednak pęknięcia w czasoprzestrzeni, tajna inwazja
Skrulli i tym podobne sprawy już czekają na horyzoncie. Jak jednak bohaterowie
poradzą sobie z nimi, skoro nawet nie potrafią dotrzeć się wzajemnie?
Pierwsza ekipa Strażników Galaktyki
z 1969 roku składała się z m.in. z Vance’a Astro, Martinexa T'Nagi, Captaina
Charlie-27 czy Yondu Udonty. Chociaż pierwszy komiks o nich sprzedał się
dobrze, na kolejny trzeba było poczekać pięć lat. Potem postacie te pojawiały
się w rożnych seriach do roku 1980, by przepaść na kolejną dekadę. Dopiero w
roku 1990 przywrócono Strażników i podarowano im w końcu własny tytuł, a ten doczekał
się aż 62 zeszytów i ostatecznie skończył w 1995 roku. Na reaktywację fani
musieli poczekać aż kolejnych 12 lat. Wszystko dzięki eventowi „Anihilacja:
Podbój”, w którym uformował się nowy oddział Strażników, a wkrótce potem, w
roku 2008 ekipa dostała własną serię – tę, której pierwszy tom trzymacie
właśnie w rękach. Seria przetrwała dwa lata, zwieńczona eventem „Imperatyw
Thanosa’, a potem wznowiona została w 2012 roku już pod wodzą Bendisa, ale to
opowieść na zupełnie inny czas. Wracając do niniejszego albumu, co właściwie
można o nim powiedzieć?
Przede wszystkim to, że jeśli
podobała Wam się „Anihilacja: Podbój”, to i „Strażnicy” przypadną Wam do gustu.
Jeśli nie czytaliście, w skrócie mamy tu do czynienia z typową space operą w
stylu gwiezdnych wojen, z tym, że z zabawnymi postaciami. Ekipa niepasujących
do siebie indywiduów, szalone przygody, szybka akcja, porcja zagrożenia, walki,
sporo spektakularnych scen… I oczywiście humor. Może postacie i charakter
całości nie są jeszcze w pełni wykształcone (wersja kinowa i tak pozostaje nie
pobita – swoją drogą oba filmy inspirowano właśnie drugą „Anihilacją” i tymi
zeszytami), ale już pokazujące, na co będzie stać ten cykl.
Rysunkowo rzez jest całkiem udana.
Prosta, ale niepozbawiona pewnej dozy realizmu kreska i niezły kolor dają
sympatyczny efekt końcowy, a świetne wydanie ładnie prezentuje się na półce.
Miłośnikom „Strażników” i kosmicznych klimatów uniwersum Marvela poleca, bo to
kawał niezłej rozrywki.
Komentarze
Prześlij komentarz