HELL(P)
YEAH
No i zagrałem. Wahałem się, nie kupiłem pierwszy
raz, kiedy było to w rozsądnej cenie, bo przecież tylko dodatek, a jakby tego
było mało do rozegrania w kilka godzin, ale w końcu musiałem. Bo ograłem niemal
wszystkie pozostałe gierki z serii i było mi mało, a że wyprzedaż się pojawiła,
cena spoko… No i nie żałuję. Nie jest to najlepsze „Saints Row”, głównie przez
to, że krótkie strasznie (od żeby to ładnie zakończyć z wykonaniem niemal
wszystkiego na złoto i w ogóle, spędziłem w gierce nieco ponad dziesięć godzin),
a cenowo na premierę sporo kosztowało, jednak dorwane za grosze satysfakcjonuje
i stanowi fajny dodatek do bardzo fajnej serii.
Fabuła? Po wydarzeniach z czwórki Święci bawią się
w towarzystwie postaci historycznych. Tak się akurat składa, że Kinzie ma
urodziny, więc impreza trwa, bohaterowie wyciągają tabliczkę oujia i szybko okazuje
się, że ta rzeczywiście łączy ze światem duchów. Efekt? Gat i Kinzie trafiają
do piekła, gdzie czeka na nich misja ratunkowa, a przy okazji wielka walka i
przejmowanie kolejnych fragmentów piekielnej mieściny, w której się znaleźli!
Ta gra jest… No jak mini-wersja którejś z głównych
gier z serii. Mniejsza mapa, mniej wyzwań, mniej zadań, mniej możliwości, ale w
zasadzie to samo. Czyli? Czyli otwarty świat, rpg-owe elementy, jak rozwój
postaci i umiejętności, szansa jazdy po piekielnym mieście różnymi pojazdami (acz
i tak głównie latamy na własnych skrzydłach, ewentualnie biegamy z wielką
prędkością, więc jak w czwórce, tak i tu za kółko wsiadamy wtedy, kiedy wymaga
tego jakaś akcja czy osiągnięcie) i rozwalamy wrogów. A w tym rozwalaniu znów głównie
korzystamy z supermocy, zamiast broni, choć broń też się przydaje, szczególnie
w finałowym starciu z bossem.
Czego zabrakło? Najbardziej żal muzyki, bo w każdej
grze fajny soundtrack, dobre stacje z kawałkami do których chciało się grać, a
tu nic. Nie mówię, że muzy nie ma, w tle czasem coś się tam pojawi, ale powinna
być tu szansa słuchania radia, gdzie lecą tylko takie kawałki, jak „Highway to
Hell”. Szkoda, ale zamiast tego mamy klasyczny, czasem niemal disnejowski musical - momentami, ale jednak. Poza tym nie można spersonalizować postaci (można grać na szczęście Kinzie, nie tylko Gatem, choć czasem Gatem trzeba). Ale co tam, gra się w to fajnie, humor jest, jest też pięć różnych
zakończeń, które łatwo jest ograć, a jak już znajdziemy właściwą strategię do
pokonania bossa, to trzy minutki i po sprawie, serio. A i przy okazji gra
wygląda całkiem do rzeczy i ma fajny klimacik.
W skrócie: wiadomo, lepiej zagrać w główne odsłony „Saints
Row”, ale ta, jako epilog, sprawdza się dobrze i dostarczyła mi sporo fajnej
zabawy. Jeszcze kiedyś zatem tu zajrzę, jak zresztą do całej serii. Bo z podróbek
Komentarze
Prześlij komentarz