South Park: Kijek prawdy (PC)


KIJ CI W D… OKO

 

No i nadrobiłem. „South Park: Kijek prawdy”, na dziesięciolecie powstania akurat. Zacząłem od d…y strony, znaczy nie tej strony, co trzeba, bo od jego kontynuacji – także fabularnej – ale w sumie zero to problem, choć już wiadomo, wiedziałem o głównym bohaterze więcej, niż zdradza ta gra. A zabawa i tak była przednia. Co prawda parę rozwiązań z dwójki bardziej mi podeszło no i kontynuacja wyglądała lepiej, a przy okazji była zdecydowanie dłuższa, ale i tak „Kijek prawdy” to kawał świetnej gry. Nie dla każdego, bo cholerstwo niesmaczne jest i przesadzone często, ale gdy takie elementy jakoś nam nie wadzą szczególnie, rozrywka, jaką oferuje, jest po prostu wyśmienita.

 

Fabuła opowiada o Nowym, dzieciaku, który przeprowadza się z rodzicami do South Park. Nowy jest w zasadzie, jak wszyscy inni, ale skrywa tajemnicę i może okazać się kimś na kształt wybrańca. Na razie jednak musi odnaleźć się w nowym mieście, wśród nowych kolegów. I tych kolegów stara się zdobyć, zdobyć popularność w mediach społecznościowych. A żeby to się udało, wykonuje dla nich różne drobne przysługi i zadania. Podstawowym wyzwaniem zaś staje się dla niego walka o tytułowy kijek prawdy – dzieciaki w South Park bawią się w swoistą grę fantasy, a kijek to podstawa całej walki między ludźmi czarodzieja i elfami. Więc walka trwa, a tu jeszcze pojawiają się kosmici i…

 

Pokręcona jest ta gra, by nie powiedzieć, że poje… no sami wiecie, co chciałem napisać. Walki z abortowanymi nazistowskimi zombie płodami? Albo krowami z nazistowskimi opaskami, krzyczącymi przemowy Hitlera w trakcie starć? Albo… No tych nazistów jest tu dużo, spoko, z takich rzeczy, z dyktatur i ustrojów zawsze dobrze się pośmiać, gorzej, kiedy robi się niesmacznie, bo dziecięcy bohaterowie trafiają w trakcie gry w sytuacje dość specyficzne czy wręcz erotyczne i to już budzi niesmak. Reszta spoko, ale te elementy z dziećmi w obu grach to przeginka.

 


Ale odłóżmy kontrowersje na bok – z tych zresztą „SP” słynie i sięgać po jakąkolwiek rzecz z logo serii i liczyć, że nie będzie obrażała ile się da, to czysta głupota – a skupmy na samej grze. Minusy? Wymieniłem w większości na początku – za krótka trochę, nie tak ładna, jakby być mogła (choć ładniejsza od wczesnych odcinków czy nawet kinówki, ostatnio odświeżałem i to rzuca się w oczy), a przy okazji, choć mamy spory wachlarz możliwości personalizacji postaci, płci wybrać sobie nie możemy (w dwójce już się będzie dało i twórcy całkiem sprawnie wybrną z sytuacji, gdybyśmy wybrali płeć żeńską, choć tu wiadomo, że bohater jest chłopakiem). Ale reszta jest miodna.

 


„Kijek prawdy” to RPG pełną gębą. Fajny żart z konwencji fantasy, trochę sentymentalnego puszczania oka do dzieci wewnątrz nas, a trochę do graczy i fanów. Do schodzenia mamy całe miasteczko, ba, możemy tu wybrać się nawet do Kanady, gdzie czeka nas trochę zadań zrobionych w konwencji starych gierek na Game Boya. Sporo tu humoru, sporo aktywności pobocznych, fabuła też jest do rzeczy. No i system walki całkiem spoko – w obu częściach inny, ale w każdej turowy. A całość wciąga, jak diabli, ciągle chce się zrobić jeszcze tylko jeden quest, jeszcze jeden detal i czas leci. Okej, żeby to wszystko na stówkę skończyć, każde zadanie, każda poboczna akcja, wszystko to zajęło mi niecałe piętnaście godzin, więc króciutko, ale i tak warto jest zasiąść i pograć. Szczególnie teraz, na dziesięciolecie, na wakacje, kiedy to takie gry, jak i takie lektury wchodzą najlepiej.

Komentarze