CHI
IDZIE DO PRACY
Drugi tom „Chobitsa” zachowując wszystko to, co pokazał
w pierwszym tomie, idzie już mocniej w klimat tajemnic i relacji między postaciami.
I dobrze, i fajnie, bo to, łącznie z pewną dozą filozofowania, silna strona tej
serii – tak samo, jak jej romantyczne aspekty, które zawsze mnie kupowały.
Efekt? Kawał świetnej, coraz lepszej i coraz bardziej uczuciowo poplątanej
opowieści, którą czyta się wyśmienicie i która satysfakcjonuje zarówno jako SF
z tajemnicami, jak i ujmujące, acz nieco zboczone romansidło.
Akcja zaczyna się po tym, jak Hideki spędził noc z
nauczycielką. Znaczy no nie w takim sensie, jak myślicie (zboczuchy!), po
prostu przenocował wychowawczynię, ta przyszła z alkoholem, spili się i…
Niczego między nimi nie było, ale cała sytuacja coraz bardziej ciekawi
chłopaka, tym bardziej w kontekście nieprzespanej nocy jego najlepszego
przyjaciela?
Tymczasem dzieją się większe i bardziej znaczące
rzeczy. Co tak naprawdę łączy dozorczynię z Chi i kim tak naprawdę są obie? Co
kryje się za zachowaniem koleżanki Hidekiego z pracy, a co za tajemniczymi
książkami, które czyta Chi, a które zdają się być skierowane szczególnie do
niej? I o co w tym wszystkim chodzi?
I jak widać, zaczyna się coraz więcej plątać,
mieszać i rozkręcać. Pierwszy tom musiał nas wprowadzić, zawiązać akcję,
przedstawić postacie, drugi nie jest ograniczony tymi sprawami, więc od
początku właściwie może iść na całość. A to pójście skupia się przede wszystkim
na relacjach między bohaterami. Chi i jej tajemnice wiszą nad tym wszystkim,
wciąż są obecne, ale na razie nie wyskakują na pierwszy plan, a służą
podkręceniu naszego zainteresowania, rozbudzeniu oczekiwań i zbudowaniu
napięcia. Reszta należy jednak na razie do bohaterów i…
No i tak, jest romantycznie i dramatycznie,
obyczajowo i fantastycznie. Jest utoczy wątek z Chi i pracą, który prowadzi do konkretniejszej
akcji, jest też sporo ujmujących momentów miedzy Hidekim i wspomnianą koleżanką
z pracy. Napięcie narasta też na polu romantyczno-obyczajowym, bo tych
miłosnych elementów przybywa, angażując coraz więcej postaci, a że dla mnie to
równie atrakcyjna rzecz, co całe te tajemnice, bawiłem się doskonale.
Rysunki? Nadal znakomite, to się nie zmieni. Panie
z Clampa może i nie robią tu tego, co w „X”, unikają czerni, symboliki i
przepychu w kadrach na rzecz szaty graficznej prostszej, jaśniejszej, ale
klarownej i nie mniej urzekającej. Klimat też tu jest. A masa uroku, jaki bije
ze stron, genialne momenty, jak te kolorowe strony otwierające tomiki… No
bajka, niby mało shounenowa w zasadzie, bardziej szojkowa, ale idealnie pasująca
do historii.
No to co? No to warto. Świetna rzecz, jedna z moich
ulubionych serii. i coś, do czego chętnie raz na jakiś czas wracam, choć znam
doskonale.



Komentarze
Prześlij komentarz