Santa Clown – Julius Throne

SATAN-CLOWN IS COMING TO TOWN

 

The rats ate all the presents

And the reindeer ran away

(Christmas with the Devil)

 

There'll be no Father Christmas

'Cause it's Evils holiday

(Christmas with the Devil)

- Spinal Tap

 

Niegrzeczne opowieści świąteczne. Znamy je od lat. Są kinowe hity „Szklana pułapka”, „Cicha noc, śmierci noc”, „Czarne święta” „Zły Mikołaj” czy wypuszczony niedawno film „Dzika noc”. Jest tego trochę, są książki, które zamiast świątecznego ciepła serwują nam grozę, jak „NOS4A2” Joe’ego Hilla i komiksy („Lobo: Paramilitarne Święta Specjalne”, „Deadpool: W Święta o nas nie pamięta”), są gry, które fajnie bawią się i świąteczną atmosferą, i czymś mrocznym („Batman: Arkham Origins” czy „Cthulhu Saves Christmas”) no i jest sporo metalowej muzyki w klimacie Bożego Narodzenia, którą tworzyły legendy od Alice’a Coopera i AC/DC, przez King Daimonda i Spinal Tap, po Twisted Sister i Sabaton. A teraz jest ta książka, jak połączenie filmy grozy z lat 80. z metalową muzyką, trochę to wszystko absurdalne, takie na luzie, ale jednak z klimatem i dość poważną treścią. I całkiem to spełnione. Nie że jakieś wielkie to dzieło, bo tu i tam mogło by być o wiele lepsze, ale naprawdę dało radę i okazało się lepsze niż się spodziewałem. Tym bardziej, że za pisanie zabrał się Polak, a wiadomo jak Polakom oddawanie amerykańskich klimatów najczęściej wychodzi.

 

Akcja zabiera nas do lat 80., do miasta Rockville w USA. Śnieg, kolędy, dzwonki sań i… tajemnicze zabawki, które nagle pojawiają się w sklepach. Niby nic takiego, niby to normalne w okresie gorączkowego polowania na prezenty, ale coś jest nie tak i niektóre dzieciaki domyślają się, że Święta mogą tego nie przetrwać. I nie tylko same Święta. Co z tym wszystkim ma wspólnego śledztwo policyjne w sprawie niejakiego Santa Clowna? I jak grupka dzieciaków, które wpadają na trop prawdy, poradzi sobie z tym, co nadciąga?

 

Nie pytajcie mnie, czy ten horror straszy. Nie straszy. Ale mnie nie przestraszyła dotąd żadna książka, żaden film, żadna gra ani komiks. filmy i gry, dzięki elementowi zaskoczenia, dzięki temu nagłemu wyskoczeniu czemuś zza kadru czy gwałtownemu odłogowi atakującymi uszy mogą wywołać nieco zaniepokojenia – choć w moim przypadku wygląda to tak, że znam na tyle dobrze te sztuczki, że wiem, kiedy co i skąd wyskoczy czy krzyknie i najczęściej przyjmuję to ze wzruszeniem ramion – a książki i komiksy to już w ogóle mnie nie ruszają w ten sposób. Bo tu niby działa wyobraźnia, a ja wyobraźnię mam od choroby bogatą, ale jednocześnie oddzielam prawdę i fikcję tak wyrazistą kreską, że nie da się mnie oszukać, choćby i emocjonalnie. Więc nie, książka nie straszy (jak żadna nie straszy), ale ma za to całkiem fajny klimat, na który jestem wyczulony.

 

Raz, że autorowi udało się całkiem dobrze uchwycić feeling amerykańskiego miasta – posiłkował się w tym proza Kinga, to ewidentne, zresztą i sporo się nią inspirował – dwa, że jednak całkiem spoko to napisał. Może korekta i redakcja trochę tu kuleje, co odbija się na jakości książki, ale ogólnie całkiem przyzwoite jest pod względem stylu. Patrząc na współczesne powieści, na to, jakie wyglądają wydawanie obecnie horrory, a już w szczególności thrillery, kryminały i im podobne (czyli literatura, która stała się swoistym odpowiednikiem tandetnych „Harlequinów” tylko na rynku nieco mocniejszej prozy), „Santa Clown” wypada naprawdę dobrze. Styl nie zawodzi, treść jest udana, wszystko to, co się dzieje jest dobrze wyważone i choć w pewnym momencie zaczyna się to nieco rozłazić, na sam koniec i tak chwyta wiatr w żagle. No i ma klimat, ma nastrój, fajny feeling, sporo sentymentów i równie wiele dobrej zabawy.

 

Więc kto chce horroru na Święta, śmiało może. Nie jest to literatura z wyższej półki, ale jako rozrywka sprawdza się przyjemnie. Okej, wiadomo, to dla fanów takich klimatów i opowieści, ale o to właśnie chodziło, a grupa docelowa będzie bardzo zadowolona.

Komentarze