Najazd z przeszłości – James P. Hogan

NAJAZD LUDZI

 

Kolejna powieść z linii wydawniczej „Wehikuł czasu” wydawnictwa Rebis to jeszcze jedno wznowienie. I kolejne, którego długie lata nie mieliśmy okazji gościć na księgarskich półkach (ostatnie wydanie, a zarazem pierwsze książkowe, pojawiło się w 1993 roku). Jednocześnie to powieść, która świętuje w tym roku czterdziestolecie odcinkowego wydania w „Miesięczniku Fantastyka”, więc jej reedycja fajnie wstrzeliła się w tę datę. Ale jeszcze fajniej wypada sama powieść. Świetna, klasyczna historia SF, która wciąż urzeka i robi wrażenie.

 

XXI wiek. Ludzkość pogrąża się w konflikcie, wszystko się sypie, nie wiadomo czy życie przetrwa. W obliczu zagłady jedynym ratunkiem wydaje się być odkryta nadająca się do zaludnienia, świat zostaje nazwany Chiron, misja wyrusza i…

Mijają lata. Zagłada była blisko, jednak ludziom udało się przetrwać. Oczywiście wracają też do podboju kosmosu, a celem zbrojnej wyprawy staje się właśnie Chiron, świat, w którym udało się zbudować w zasadzie utopię. Pytanie jednak, jak świat bez rządu, bez podziałów, bez służb może poradzić sobie z wojskową inwazją?

 

Na wstępie wspomniałem, że w roku 1985, czuli ledwie 3 lata po oryginalnym wydaniu, powieść dostaliśmy w czterech częściach w magazynie „Fantastyka”. Zostańmy więc na chwilę w temacie, bo wiąże się z nim ciekawa historia. oto bowiem ze względu na brak mechanizmu wymiany, Hogan tantiemy dostawał w złotówkach, na dodatek wpłacanych na konto założone w jego imieniu. No i tak się złożyło, że po czterech latach zawitał do naszego kraju na konwent w Krakowie, a potem wybrał się do Warszawy, żeby w końcu wypłacić z konta pieniądze. Ale to był rok 1989, komunizm upadł – swoją drogą miała w tym swój udział niniejsza powieść właśnie, która stała się popularna w Europie, pokazując pozbawiony przemocy opór wobec najeźdźcy – przyszła inflacja i ostatecznie Hogan podjął z konta zawrotną kwotę 8.43 dolara (nie, nie pomyliłem się w przecinku). Wszystko to opisał potem w eseju „What Really Brought Down Communism?”.

 

No to tyle anegdot. Wróćmy do książki. „Najazd z przeszłości” to alegoryczna fantastyka. SF, które, jak każde naprawdę dobre SF, pod gatunkowym płaszczykiem skrywa wiele ciekawych spostrzeżeń i komentarzy na temat władzy, wojny i naszej natury. To twarda fantastyka popularno-naukowa, trochę space opery, trochę military fiction, sporo dystopii, sporo utopii. Mamy tu wizję komunizmu, mamy związki z ówczesnym światem, mamy też wiele humanizmu – powieść zdobyła nagrodę Prometeusza (swoją drogą, jako trzecia w dziejach tej nagrody) i to wiele mówi, bo wyróżnienie to przyznaje się dziełom oferującym idee libertarianizmu. Poza tym mamy tu dobre ujęcie tematów naukowych, a także sporo filozofowania, mającego skłonić nas do myślenia i to doceniam. Czy są to głębsze prawdy? Prawdy objawione? Coś niespotykanego? Nie do końca, raczej mamy tu rzeczy dość oczywiste, ale nie zmienia to faktu, że są i że potrafią zostać w głowie.

 

Oczywiście jest tu też akcja, jest coś widowiskowego, jest popis wyobraźni. Jest też dojrzałe, szczegółowo przemyślane i opracowane podejście do poruszanej tematyki. I jest dobre pisarstwo, które potrafi wywołać emocje, choć pewnie i znajdą się czytelnicy, których pełne drobiazgów dywagacje nad choćby sprawami technicznymi znużą. Całość jednak wypada bardzo dobrze i potrafi zrobić wrażenie. I warta jest uwagi. Jak zawsze w przypadku „Wehikułu czasu”, co tu dużo mówić. Świetna to seria, miewa słabsze momenty, ale każdy tom wydany w jej ramach wart jest uwagi. A ten wart jest jej i to bardzo. Jak zwykle czekam na więcej, na kolejne. I mam nadzieję, że może kiedyś doczekamy się w jej ramach „Thrice Upona a Time” Hogana. Byłoby miło.


Recenzja opublikowana na portalu Sztukater.

Komentarze