NAJAZD
LUDZI
Kolejna powieść z linii wydawniczej „Wehikuł czasu”
wydawnictwa Rebis to jeszcze jedno wznowienie. I kolejne, którego długie lata
nie mieliśmy okazji gościć na księgarskich półkach (ostatnie wydanie, a zarazem
pierwsze książkowe, pojawiło się w 1993 roku). Jednocześnie to powieść, która
świętuje w tym roku czterdziestolecie odcinkowego wydania w „Miesięczniku
Fantastyka”, więc jej reedycja fajnie wstrzeliła się w tę datę. Ale jeszcze
fajniej wypada sama powieść. Świetna, klasyczna historia SF, która wciąż urzeka
i robi wrażenie.
XXI wiek. Ludzkość pogrąża się w konflikcie,
wszystko się sypie, nie wiadomo czy życie przetrwa. W obliczu zagłady jedynym
ratunkiem wydaje się być odkryta nadająca się do zaludnienia, świat zostaje
nazwany Chiron, misja wyrusza i…
Mijają lata. Zagłada była blisko, jednak ludziom
udało się przetrwać. Oczywiście wracają też do podboju kosmosu, a celem
zbrojnej wyprawy staje się właśnie Chiron, świat, w którym udało się zbudować w
zasadzie utopię. Pytanie jednak, jak świat bez rządu, bez podziałów, bez służb
może poradzić sobie z wojskową inwazją?
Na wstępie wspomniałem, że w roku 1985, czuli
ledwie 3 lata po oryginalnym wydaniu, powieść dostaliśmy w czterech częściach w
magazynie „Fantastyka”. Zostańmy więc na chwilę w temacie, bo wiąże się z nim
ciekawa historia. oto bowiem ze względu na brak mechanizmu wymiany, Hogan
tantiemy dostawał w złotówkach, na dodatek wpłacanych na konto założone w jego
imieniu. No i tak się złożyło, że po czterech latach zawitał do naszego kraju
na konwent w Krakowie, a potem wybrał się do Warszawy, żeby w końcu wypłacić z
konta pieniądze. Ale to był rok 1989, komunizm upadł – swoją drogą miała w tym
swój udział niniejsza powieść właśnie, która stała się popularna w Europie,
pokazując pozbawiony przemocy opór wobec najeźdźcy – przyszła inflacja i
ostatecznie Hogan podjął z konta zawrotną kwotę 8.43 dolara (nie, nie pomyliłem
się w przecinku). Wszystko to opisał potem w eseju „What Really Brought Down
Communism?”.
No to tyle anegdot. Wróćmy do książki. „Najazd z
przeszłości” to alegoryczna fantastyka. SF, które, jak każde naprawdę dobre SF,
pod gatunkowym płaszczykiem skrywa wiele ciekawych spostrzeżeń i komentarzy na
temat władzy, wojny i naszej natury. To twarda fantastyka popularno-naukowa, trochę
space opery, trochę military fiction, sporo dystopii, sporo utopii. Mamy tu
wizję komunizmu, mamy związki z ówczesnym światem, mamy też wiele humanizmu –
powieść zdobyła nagrodę Prometeusza (swoją drogą, jako trzecia w dziejach tej
nagrody) i to wiele mówi, bo wyróżnienie to przyznaje się dziełom oferującym idee
libertarianizmu. Poza tym mamy tu dobre ujęcie tematów naukowych, a także sporo
filozofowania, mającego skłonić nas do myślenia i to doceniam. Czy są to
głębsze prawdy? Prawdy objawione? Coś niespotykanego? Nie do końca, raczej mamy
tu rzeczy dość oczywiste, ale nie zmienia to faktu, że są i że potrafią zostać
w głowie.
Oczywiście jest tu też akcja, jest coś widowiskowego,
jest popis wyobraźni. Jest też dojrzałe, szczegółowo przemyślane i opracowane
podejście do poruszanej tematyki. I jest dobre pisarstwo, które potrafi wywołać
emocje, choć pewnie i znajdą się czytelnicy, których pełne drobiazgów dywagacje
nad choćby sprawami technicznymi znużą. Całość jednak wypada bardzo dobrze i
potrafi zrobić wrażenie. I warta jest uwagi. Jak zawsze w przypadku „Wehikułu
czasu”, co tu dużo mówić. Świetna to seria, miewa słabsze momenty, ale każdy
tom wydany w jej ramach wart jest uwagi. A ten wart jest jej i to bardzo. Jak
zwykle czekam na więcej, na kolejne. I mam nadzieję, że może kiedyś doczekamy
się w jej ramach „Thrice Upona a Time” Hogana. Byłoby miło.
Recenzja opublikowana na portalu Sztukater.
Komentarze
Prześlij komentarz