Amazing Spider-Man: The Gauntlet Vol. 2: Rhino and Mysterio – Joe Kelly, Dan Slott, Fred Van Lente, Max Fiumara, Michael Lark, Marcos Martin, Javier Pulido

RHINO, MYSTERIO, MISTER NEGATIVE

 

Niby to dopiero drugi tom fabuły, a jednak już teraz „The Gauntlet” zalicza zasadniczy spadek formy. Po świetnym poprzedniku, kontynuacja wydaje się być bardziej formą rozciągnięcia opowieści w czasie tak, by jak najbardziej odwlec nieuniknione i przedstawić jak największą ilość wrogów na stronach komiksu, niż czymkolwiek innym. Album nadal ma przebłyski świetności, tego odmówić mu nie można, ale za to zbyt wiele w nim rozczarowań, by jednak powiedzieć, że w pełni mnie zadowolił.

 

Zanim jednak nastąpi ów spadem formy, rzecz zaczyna się znakomicie.

Pojawia się nowy Rhino i stara się za wszelką cenę pokonać starego, by dowieść swej wyższości w tej roli. W konflikt angażuje się oczywiście Spider-Man, ale czy ma szansę cokolwiek tutaj zdziałać, znajdując się niemal dosłownie między młotem a kowadłem?

 

I w tym otwierającym tom zeszycie dzieje się dużo i dobrze. Historia kontynuuje mieszanie w podziale na tych dobrych i złych, akcje Kravinoffów nabierają tempa, a klimat dzięki nietypowym ilustracjom i znakomitemu kolorowi momentami potrafi zachwycić. Zaraz potem wszystko jednak, chociaż nic tego nie zapowiadało, zaczyna się psuć.

 

Kolejna historia to właściwie pomieszanie z poplątaniem. Seria morderstw gangsterów, Mysterio i powrót Mister Negative'a to główne jej wydarzenia. Spider znów ma pełne ręce roboty. Tymczasem uważany za zmarłego ojciec Carlie powraca i twierdzi, że dla zapewnienia pieniędzy rodzinie zaczął pracować dla Maggi. Jakby tego było mało, w trwających wojnach gangów dochodzi do tragedii: Spider-Man na oczach policjantów zabija jednego z gangsterów. Sam nie może w to uwierzyć, ale na jego rękach pojawia się coraz więcej krwi...

 


Brzmi ciekawie? I tak jest do czasu, ale… Pierwsza część tej historii to kolejny niezły, choć słabszy od poprzednich zeszyt. Rysunki nie stoją jednak na wysokim poziomie, a scenariusz nie powala na kolana choć kilka momentów (początek to rewelacja) błyska prawdziwa inwencją. Potem jest gorzej, bo środkowy rozdział po prostu nudzi. Niby jest w nim akcja, niby są zaskoczenia i jakieś tam nowości, ale zabrakło polotu, pomysłów i klasy. Przeciętny Spider, typowy niestety dla Slotta, który chcąc namieszać w życiu Petera nie wie kiedy przestać i zaczyna przesadzać tak, że rozczarowuje. Podobnie, jak finał, który – choć lepszy już – zdecydowanie zbyt intensywnie powiela znane schematy, zupełnie jakby Slott nie miał pomysłu i kopiował prace innych. Czyli też nic nowego, bo większość jego fabuł jest właśnie takim kopiowaniem. Za to na plus zaliczyłbym brak wyjaśnienia niektórych wątków. I to właściwie tyle.

 

Album wieńczy niezły one-shot, w którym Spider-Man i Black Cat włamują się do siedziby Negative'a, żeby wykraść próbkę krwi Petera, którą ten zdobył. Tymczasem opanowana przez moce Negative'a May wyrzuca z domu siostrzenice i Harry'ego...

 


Ten zeszyt, choć niezły, to zarazem kolejny komiks, który nic wielkiego nie wnosi do opowieści. Nieco zabawy, nieco wyjaśnień (czy ojciec Carlie to naprawdę on) i to tyle. Całość znakomicie została zilustrowana brudna kreska Larka i uzupełniona świetnym kolorem, więc na strony patrzy się z przyjemnością. Ale nadal czeka się na coś ponad to.

 

W skrócie: kolejny przeciętny tom. Ma dobre momenty, dla których warto go poznać, ale nic poza tym. Prosta rozrywka dla niewymagających  czytelników.

Komentarze