Amazing Spider-Man: The Gauntlet Vol. 3: Vulture and Morbius – Joe Kelly, Tom Peyer, Fred Van Lente, Mark Waid, Greg Weisman, Paul Azaceta, Max Fiumara, Joe Quinones, Javier Rodriguez, Luke Ross
Po poprzednim raczej przeciętnym, niż dobrym tomie „The Gauntlet”,
można było spodziewać się (a przynajmniej mieć na nią nadzieję) zwyżki formy, ale niestety. Tom trzeci to jeszcze
słabszy rozdział sporaśnej sagi, który dopiero pod koniec nabiera jakości, na jaką liczyłem.
Szkoda, bo tak naprawdę tylko jeden zeszyt wart jest tu poznania.
Zaczyna się to wszystko od kiepskiej opowieści o
Morbiusie. Potem rzucona zostaje nam przeciętna historia główna, „Scavenging”. W niej Electro
na zlecenie Kravinoffów uwalnia z więzienia na Ryker's Islnad nowego Vultura.
Celem bliskich Kravena Łowcy jest to, by superprzestępca zaczął dokonywać swej
zemsty. Vulture wyrusza znaleźć winnych swojego stanu, a tymczasem Spider-Man
stara się go powstrzymać...
Niby scenariusz tej opowieści napisał Waid a jednak historia o Vulturze to nuda. Do tego strasznie narysowana. Komiks w końcu chce doprowadzić do finału sprawę z Red Vulturem, ale mam wrażenie, że na zasadzie, o choroba, mieliśmy taką postać i zupełnie o niej zapomnieliśmy! Trzeba coś z tym natychmiast zrobić! Więc robią. Z tym, że to łatanie dziury, która chyba nikogo nie obchodziła, mnie na pewno nie.
Lepiej robi się w drugiej części, ale
rysunki to nadal kiepska robota. Brak im klimatu, nastroju... przeważa
nieudolna prostota. Nie wykorzystanie potencjału rysownika do plenerów
industrialnych, które najlepiej mu wychodzą to duży błąd. I jedynie sam ścisły
finał ratuje co nieco z tej opowieści i sprawia, że ostatecznie warto ją
poznać, ale zanim on nastąpi, czeka na Was brnięcie przez mielizny fabularne.
Ale potem mamy świetny dodatek, w którym nowy Rhino znów dopada starego i siłą chce zmusić go do walki. Ten opiera się, jednak w końcu dochodzi do pojedynku i...
I wreszcie, po wielu zeszytach przeciętnych i
kiepskich, w końcu czytelnicy dostają w swoje ręce naprawdę udanego,
emocjonującego i nieźle narysowanego „Spidera”. „The Gauntlet” znów nabiera
tempa i dobrej jakości, wzrusza, zachwyca momentami i burzy podział na dobrych
i złych... Po prostu znakomity komiks!
Szkoda tylko, że nie jest taki cały tom. Większość
czasu bowiem czytamy opowieści, które nas męczą i nużą. Co gorsza brakuje im
polotu i pomysłowości, a nie tak chyba miało być.
Komentarze
Prześlij komentarz