Kaczogród. Carl Barks: Król Skneriusz Pierwszy i inne historie z lat 1967-1972 – Carl Barks, Daan Jippes

ZMIANA WARTY

 

Z jednej strony smutno się jakoś robi, gdy człowiek uświadomi sobie, że to już przedostatni tom „Kaczogrodu” Barksa, a z drugiej radość, bo Egmont dał radę, wydał w zasadzie całość, bo ostatni ma być tuż-tuż i będzie komplet. A to piękna sprawa, piękna seria, prawdziwe cudo. Ten tom jednak to spora zmiana. Barks już nie tworzył tyle, co wcześniej, pomysłów mu nie brakowało, sił na realizację pewnie jednak tak, bo swoje komiksy pisał, nawet coś tam szkicował wstępnie, ale rysowamie powierzył innemu artyście. Na szczęście rysunki niewiele różnią się od barksowkich, a komiksy tu zebrane trzymają poziom ostatnich tomów – czyli można powiedzieć, że chociaż najlepsze od dawna mamy za sobą, i tak jest świetnie.

 

Sknerus zahipnotyzowany przez fakira? Donald policjantem? Młodzi skauci zbierający butelki? To i wiele, wiele więcej czeka na Was w tym tomie. Tomie wypełnionym sporą dawką przygód Młodych Skautów, którzy wikłają się w różne sytuacje – od akcji ratunkowej po katastrofie lotniczej, przez zbiory syropu klonowego, po ratowanie ptaków.

 

Historie z tego tomu pochodzą z lat 1967-1972, oczywista sprawa, wypisana na okładce, ale już samo to sporo nam pokazuje. A co? A no raz, że Barks nad serią pracował już od trzech dekad (zaczynał w 1942 roku), a to coś naprawdę imponującego, ale też i mówiącego nam, że jednak mógł przez ten czas zmęczyć się opowieściami albo samą pracą nad nimi. I to też pokazują nam daty, bo mamy tu zebrane komiksy z ponad pięciu lat, a dotychczas każdy album zbierał historie z zaledwie ok. roku wydawania (a w najbardziej płodnym okresie dany rok trzeba było rozdzielać nawet na trzy tomy). Czyli już się nie chciało, może Barks nie dawał rady, może brakowało pomysłów…

 


Ale talentu nie zabrakło. To, że zrezygnował z rysowania, chociaż też nie tak do końca, bo swoje scenariusze na tym etapie potrafił przedstawiać w formie scenorysów. Ale to, co wymyślał i rozpisywał, nadal jest udane, nadal ma swój urok, przygody, klimat, dydaktyzm, ale nienachalny i dużo humoru, którego też od niego oczekujemy. Partnerujący mu tym razem Daan Jippes to człowiek, który słynął z talentu do imitowania styli innych artystów i chociaż pewne zmiany na tym polu widać, naprawdę wygląda to bardzo zbliżenie do grafik Barksa. Więc jest dobrze i seria nie traci wiele na mniejszym udziale oryginalnego autora.

 


Warto jeszcze wspomnieć tu o jednej rzeczy. Na album składa się łącznie 17 komiksów, z czego 9 już kiedyś po polsku było (w „Kaczorze Donaldzie” w różnych numerach między 2001, a 2008 rokiem, ale i w „Mickey Mouse” w 1994 roku). Prawie połowa jednak to zupełne nowości, a i jeszcze mamy dodatki, więc nawet ci, którzy mają w swojej kolekcji wszystkie wcześniejsze wydania poszczególnych historii, znajdą tu masę nowego materiału. A tom jest świetny, wart poznania i nie zawodzi na żadnym polu, więc sięgnąć po niego warto.

Komentarze