KOT
WRACA (PO DOKŁADKĘ)
„Garfield: Tłusty koci trójpak #16”. No ja już
straciłem nadzieję, że to wyjdzie, że się pojawi. Piętnasty wyszedł prawie dwa
i pół roku temu, kolejny miał być tuż-tuż, a potem nadchodziły daty premiery,
mijały, przesuwane były i znów, i znów i… Już nie wierzyłem w kolejne
zapowiedzi, a tu nagle jest, wyszedł więc można się cieszyć, bo to jedna z
najlepszych serii na rynku i nie znać, nie wypada. Tym bardziej, że jego
największy familijny konkurent, czyli „Kaczogród” Barksa właśnie się kończy i
to tłusty kocur będzie teraz królował na całego – o ile Egmont znów nie zacznie
przeciągać, omijać albo anulować. Oby nie. Na razie jednak jest i zachwyca jak
zawsze, więc dodawać chyba nic nie trzeba.
Fabuła? A co tu może być za fabuła, jak to komiks
prasowy, codzienne paski, gdzie każdy to zamknięta opowieść, nawet jeśli czasem
temat przewodni jest nieco rozciągnięty. Więc są święta, są kolejne próby
umówienia się na randkę przez Johna, są interakcje z pająkami, ptakami i tym
podobnym, jest Oddie, a jak i Oddie to i pastwienie się Garfielda nad nim. I
jest przede wszystkim dużo spania, dużo jedzenia i masa dobrego humoru, który niesie
ze sobą wiele prawd.
No bo „Garfielda” to taka seria, jak wiele takich
codziennych pasków komiksowych z gazet – i niejedną serię familijną też – którą
łatwo jest ogółowi zignorować, przylepiając etykietę „komiks dla dzieci” i tak
to zostawiając. Niby jest, bo i dzieciaki znajdą tu coś dla siebie, a żadnych niewłaściwych
treści tu nie uświadczą, ale… „Garfield”, choć przecież cartoonowy i zabawny,
to zarazem i rzecz, która z przerażającą niemal dosadnością piętnuje nasze
cechy i obrazuje rzeczywistość, w jakiej żyjemy. I ten aspekt tych opowieści
docenią dorośli.
Bo ta seria to taki odpowiednik komiksu dla dzieci,
ale skierowany do ich rodziców. Dojrzała satyra w zasadzie na wszystko. Na
randki, na pracę, na codzienne życie, telewizyjną papkę, problemy… Można by
długo wymieniać. Dorośli znajdą w tym gorycz, znajdą w punkt trafioną
prześmiewczość i całą masę prawdy, często takiej, z którą sami niechętnie się
mierzą. Ale jednocześnie, jak pisałem, sięgnąć może każdy i dzieci jak
najbardziej też. Dla nich to po prostu będą perypetie grubego, leniwego kota i
jego właściciela, któremu nic w życiu nie wychodzi. I każdy czytelnik,
niezależnie od wieku, po prostu znajdzie tu coś dla siebie – coś innego, albo
coś, co z wiekiem będzie zupełnie inaczej odczytywał, bawiąc się coraz lepiej z
każdym kolejnym do serii powrotem.
Super to zilustrowane, świetnie wydane… no
zachwyca, co tu dużo mówić, na każdym kroku. Urzeka, poraża, poprawia humor tu,
tam do zadumy skłoni. Tu podrapie nas w niewygodne miejsce, jak Garfield
odsłoniętą łydkę listonosza, tam pomizia miło, niczym John swojego kota – pod przymusem,
ale zawsze. Nasyci? Nie, bo tego nigdy dość, zawsze mało, ale też i zawsze można
wrócić i zacząć od początku, bo ta seria nigdy się nie nudzi.
Komentarze
Prześlij komentarz