Sam and Twitch Compendium #1 – Brian Michael Bendis, Todd McFarlane, Marc Andreyko, Steve Niles, Luca Blengino, Angel Medina, Jamie Tolagson, Alberto Ponticelli, Clayton Crain, Alex Maleev, Paul Lee, Scott Morse, E.J. Su, Greg Scott, Rodel Noora, Bing Cansino, Luca Erbetta
FLIP I
FLAP Z BRONIĄ
„Sam and Twitch Compendium #1” – no taki trochę
mylący ten tytuł, bo jak miałby w najbliższym czasie ukazać się tom drugi,
skoro ten zbiera niemal wszystko, co ze spawnowymi Flipem i Flapem wyszło? Obie
pełne serie o nich (kolejno 26 i 25 numerów) plus miniseria „The Writer” i
jeszcze dodatki, o których będzie co opowiedzieć i pocieszyć się, jeszcze
narzekając na to, że czemu tak w „Spawnie” nie jest, ale to potem (z tego
wszystkiego po polsku wyszło osiem pierwszych numerów). Wiem, niby tam wychodzi
jeszcze „Sam and Twitch Case Files”, ale nawet do 20 numerów to nie dobiło i zanim się uzbiera…
Ale to, co uzbierało się na ten tom robi wrażenie, bo z tych pomiotowych
compendiów od Image ten to zdecydowanie najbardziej utuczony grubasek (dla
porównania szósty tom „Spawna”, najgrubszy, miał 1144 strony, a „S&T 1320).
No i fajnie. Wahałem się przez pewien czas, czy mi się chce iść w poboczne, czy
jednak „Ikra” sama w sobie mi wystarczy, ale przecież to pisał w znacznej
mierze Bendis, więc jak się nie skusić? I fajnie jest, miejscami w najlepszych
momentach nawet lepiej, niż w „Spawnie”, poważnie. I jednocześnie to taka
rzecz, która Pomiota dobrze dopełnia, bo przecież Sam i Twitch ciągle tam po
stronach hasali, a pewne wątki z ich serii odbijają się na głównym tytule, a
zarazem nadaje się niezależnie od niego do czytania.
Kiedyś byli policjantami, ale mieli dość. Za długo nurzali
się w brudzie wylewającym się zewsząd, i od strony świata, i z samej głębi ich
zawodu, a oni byli uczciwi, konkretni, robili, co należy. rzucili to, zostali
prywatnymi detektywami, ale nie wyszło. A teraz znów są na służbie i…
I trafiają na dziwaczną sprawę. Niby masakra, niby
rzeź, pewnie jakieś porachunki, ale coś tu się nie klei. Na miejscu zbrodni
znalezione zostają odcięte kciuki, które nie należą do żadnej z ofiar. A do
kogo? Co dziwniejsze niektóre kciuki są normalne, inne jednak cierpią na dziwne
niedostatki genetyczne, jakby ktoś posklejał je z biologicznej plasteliny, a
jakby tego było mało, wszystkie należą do jednej osoby. O co tu chodzi? Kim lub
czym jest Udaku? I co jeszcze czeka na naszych detektywów?
Czy Bendis byłby tym kim jest obecnie, gdyby nie
McFarlane? Wiadomo, ale, o czym dość rzadko się wspomina, to Todd dał mu
wypłynąć na szersze. Bendis tworzył komiksy już od wczesnych lat 90.
(„Goldfish”, „Jinx”) i z czasem przeszedł z nimi do Image, tam McFarlane
zwrócił na niego bliższą uwagę i powierzył mu pisanie „Sama and Twitcha”
właśnie, a pamiętajmy, że wtedy to były tak popularne postacie, że aż dostały
swoją serię, więc rzucił go na dość głęboką wodę. Wkrótce kumpel miał wkręcić
Bendisa do Marvela, ale zanim ten zrobił coś dla wydawnictwa, minął rok, więc
to w zasadzie od przygód dwóch detektywów zaczęła się jego przygoda w głównym
nurcie. Tu też współpracował Alexem Maleevem, z którym potem zrobił sporo
fajnych komiksów (w tym niezapomniany run „Daredevila”). Po Bendisie seria
trafia w ręce McFarlane’a, a potem do Marca Andreyki, tego samego, który tak
spier… zepsuł komiksowy prequel „Blade’a”. I już tak fajnie nie jest, bo
Andreyko co prawda poprawił się nieco, a i w pisaniu horrorów ma doświadczenie,
ale widać jego ciągoty do kiczu, takiego słabego, a on tu robi najwięcej
historii i… No na szczęście sporo podciągają go niektórzy artyści, budujący fajny klimat,
ale nie na początku, kiedy wszystko jest strasznie uproszczone i często nijakie,
mimo dość specyficznego kadrowania (swoją drogą ta seria zaczęła ukazywać się zanim skończyła się pierwsza, pod koniec wydawania już bardzo odkładająca w czasie kolejne numery). Całość wieńczą scenariusze (po drodze jest
jeden zeszyt Steve’a Nilesa, tego od „30 dni nocy”) Luci Blengino (gościa od „7
cudów świata”, ale i komiksy disneya też machał), który w czterech zeszytach
pokazuje, że umie zrobić fajną rzecz.
No a całość to miks thrillera i horroru. Kiedy
bliżej jest temu pierwszemu i korzysta z klimatów miejskiej legendy i ciemnych
zaułków, wychodzi to najlepiej. Bo mamy zło, ale takie dość ludzkie –
morderców, zwyroli, psycholi, nawet jeśli rzecz czerpie wtedy sporo z x-filesowych klimatów. Kiedy idzie
bardziej w grozę i fantastykę, to już nie do końca to, acz nie jest źle. Sam i
Twitch za to to fajne postacie. Duet zmontowany na zgranym do bólu szkielecie
grubasa i chudzielca, ale też fajnie puszczającym oko i wnoszącym pewne komediowe
akcenty. Do tego twórcy dają nam szansę dowiedzenia się o postaciach więcej, są
nawet retrospekcje z dzieciństwa, a i sporo tu akcji, sporo zagadek, sporo
takiego fajnego feelingu, gdzie NY to przede wszystkim strzeliste budynki,
puste, mroczne i brudne zaułki, w których dzieją się rzeczy, o jakich nie
wiedzieć i ludzie, którzy w całym tym syfie starają się przetrwać, bo już
omijać, przynajmniej w przypadku bohaterów, się nie da. I ja to lubię. Lubiłem
w kinie, w tych starych już, bo pochodzących z lat 70. i 80. XX wieku obrazach,
nie tylko kryminałach i sensacji, bo to nawet widać było i w komediach, lubiłem
w starym „Spawnie”, zanim ten zaczął działać na wielką skalę i epickie zrobiło
się to wszystko i lubię tu, bo w „S&T” jest jeszcze mocniejsze, intensywniejsze
i mocniej podkreślone.
Duża w tym wszystkim zasługa grafików, a
szczególnie Mediny, Maleeva, Lee i Scotta (ale nawet Ponticceli tym razem
fajnie wypada, chociaż za nim nie przepadam). Ten pierwszy robi rzeczy bardziej
w stylu „Spawna”, nieco cartoonowe, ale bogate w detale i mrok, wszystko jest
dynamiczne, widowiskowe i klarowne. Reszta idzie w mrok, w brud i nieco
bardziej realistyczną estetykę kryminału. Pozostali rysownicy zaś radzą sobie
czasem lepiej, czasem gorzej (ale Sam i Twitch, jako John Goodman – tego to
chyba każdy sobie wyobrażał jako idealnego do roli – i William H. Macy to
strzał w dziesiątkę), bo taki Morse ze swoim szkicowanym stylem i mocno
cartoonową estetyką to nie moja bajka i nie do końca mi leży, Su podobnie, ale
inaczej, jakby z serialu dla dzieci z lat 90., mroczniejszego, ale jedynie
udającego choćby „Batman: TAS” – i to udającego nieudolnie. Zawiódł mnie też
Luca Erbetta, który chciał za bardzo amerykańsko to zrobić, a powinien
europejsko. I jeszcze dobił go kiepski kolor. Ale większość koloru w tomie jest
zacna, nie powiem. Niby komputer, ale z głową, stonowany, bury, nastrojowy.
Zresztą niemal połowa tomu to czerń i biel w zasadzie, odcienie szarości,
udawanie noir, czasem bardzo udane, czasem mniej, ale całkiem do rzeczy. A że w
amerykańskim mainstreamie czarnobiałe komiksy nie są na porządku dziennym, wyróżnia
je to nieco.
A dodatki? Mamy to, czego pożałowano nam w
„Spawnie” czyli okładki. W galerii dostajemy pełnostronicowe okładeczki
zeszytów, okładki wydań zbiorczych, a do tego szkice, rysunki tuszem, postęp
plansz, pin-upy… Dużo tego jest, łącznie 106 stron, jeśli dobrze policzyłem.
Można było? Można. I warto, bo fajne są w większości. A w „Spawnie” nie ma,
choć cena ta sama i nieco mniej stron, niż tu (za to tu mamy błąd w numeracji,
żeby tak dobrze nie było – po 13 zeszycie „Case Files” zamiast 14 mamy 20, ale
nie że pokręcono układ, tylko źle ponumerowano, sprawdzałem, żeby mieć pewność,
więc nie musicie). Wszystko to składa się na kawał naprawdę fajnego komiksu. A
skoro Todd wydaje poboczne „Compendia”, wciąż mam nadzieję, że szarpnie się na
takie spin-offy, jak „Violator”, „Angela”, „Cy-Gor”, „Celestine”, „Spawn: Blood
Feud” i cała masa tego, co się z nimi wiąże („Medieval Spawn/Witchblade”,
„Angela & Glory”, „Violator vs. Badrock”, czy może nawet „Shattered Image”).
Bo niektóre z nich są ważne dla serii, jak „Angela” chociażby, a niektóre to
ciekawe poboczne rzeczy pisane przez mistrzów pokroju Alana Moore’a. Byłoby
super.
A gdyby kogoś ciekawiło jak to wszystko czytać na
tle „Spawna”, taki mały przewodnik:
·
Spawn #1-87
·
Sam and Twitch #1-8
·
Spawn #88-92
·
Sam and Twitch #9-13
·
Spawn #93-101
·
Sam and Twitch #14-19
·
Spawn #102-106
·
Sam and Twitch #20-26
·
Spawn #107-144
·
Case Files: Sam and
Twitch #1-25
·
Spawn #145-196
·
Sam and Twitch: The
Writer #1-4
Komentarze
Prześlij komentarz