Jak Grinch stracił święta! – Alastair Heim, Aristides Ruiz

DRUGIE ŚWIĘTA GRINCHA

 

„Jak Grinch stracił święta” to, mimo nazwiska Dr. Seussa na okładce, książeczka stworzona przez innych artystów. Nic w tym jednak dziwnego, publikacja „Jak Grinch skradł święta” pojawiła się w 1957 roku, a sam jej autor, choć jeszcze w temacie zielonego stworka grzebał – ale o tym potem – zmarł w 1991 roku, nigdy nie napisawszy ciągu dalszego. Tymczasem ta publikacja pojawiła się w roku 2023. Zostawianie więc jego nom de plume na okładce jest nieco mylne, ale co tam. Mamy ciąg dalszy, a autorzy – chociaż rzecz jest oczywista od początku w każdym calu – naprawdę postarali się by było to, jak twórczość Seussa.

 

Od nawrócenia się Grincha minął rok. Zbliżają się kolejne święta, jest też konkurs na najładniejsza choinkę w Ktosiowie i Grinch postanawia go wybrać. Kiedy jednak wszystko zaczyna iść zupełnie nie po jego myśli, jego serce znów się kurczy, a w nim samym pojawia złość i zgorzknienie. Czy straci święta? A może znów je odzyska?

 

Więc tak, chociaż Dr. Seuss za życia napisał tylko tę jedną książeczkę o Grinchu, do postaci wracał jeszcze nie raz. Pominę już fakty akie jak to, że sam napisał scenariusz do adaptacji z 1966 roku, ale warto wspomnieć, że w roku 1977 napisał scenariusz do filmowego prequela „Grincha” pt. „Halloween Is Grinch Night”, a pięć lat później wrócił do tematu z kolejną animacją: „The Grinch Grinches the Cat in the Hat”, gdzie spotkali się dwaj bohaterowie jego najsłynniejszych książek – Grinch oraz Kot Prot (bo tak w polskiej wersji nazwa się Cat in the Hat). Na książkową kontynuację czekaliśmy jednak zdecydowanie dłużej, ale w końcu powstała i…

 

No i daje radę. Naprawdę. Odpowiedzialny za treść Alastair Heim to spec nie tylko od literatury dziecięcej, ale przede wszystkim od kontynowania prozy Dr. Seussa – napisał kilka książeczek o Kocie Procie, w tym jedną świąteczną, a także gwiazdkowe „No Peeking at Presents”. I on ma wyczucie wiersza, rytmu, rymu, naprawdę stara się, bliski jest Seussowi tak na tym polu, jak i samej opowieści czy zawartego w niej dydaktyzmu. Trochę skromniej jest tu jeśli chodzi o długość, ale całość satysfakcjonuje jako dobry powrót postaci i historii.

 


Partnerujący mu rysownik i malarz, Aristides Ruiz, to też gość z doświadczeniem liczącym tylko w literaturze dziecięcej ponad sto zilustrowanych książek dla najmłodszych, też doskonale odnajduje się w tym wszystkim. Cartoonowa, prosta, ale skuteczne robota, dobry kolor i ogólny wygląd i klimat znakomicie dopełniają całości i przypominają prace Seussa tak, jak to tylko możliwe.

 

Słowem podsumowania, warto. To nie Seuss, ale bliżej Seussa chyba już być się nie dało. Świetny ciąg dalszy świetnej, kultowej historii. Kto lubi oryginał, może brać w ciemno. A ja mam nadzieję, że inne książki tej ekipy, te z Protem, pojawią się na naszym rynku. 

Komentarze