Batman: Powrót Mrocznego Rycerza - Frank Miller, Lynn Varley, Klaus Janson


Bruce Wayne nie jest już Batmanem. Jako człowiek mający już na karku kilkadziesiąt lat i mniej sprawności niż kiedyś, wiedzie życie emeryta. Jego wrogowie siedzą w Arkham, więc może sobie pozwolić na ten luksus. A przynajmniej tak mu się wydaje. W Gotham rozpoczyna się seria upałów, które stają się przyczyną wzrostu przestępczości. Bruce nękany własnymi demonami z przeszłości nie może wytrzymać sam ze sobą. Musi powrócić z emerytury i zmierzyć się nie tylko z bandytami czy własną słabością, ale również i Jokerem...


"PMR" to komiks legendarny i fakt, że po polsku ukazał się tak późno, jest jakąś wielką pomyłką. Na szczęście się ukazał i to w naprawdę dobrym wydaniu: papier kredowy, świetna jakość druku i tylko brak twardej oprawy nieco smuci, bo dzieło tria Miller/Varley/Janson absolutnie na nią zasłużyło.


Dlaczego? Jest to kolejny komiks Millera, który złamał wszelkie reguły. Do tej pory żaden z bohaterów nie miał prawa się zestarzeć. Nie miał prawa odchodzić na emeryturę i zmagać się ze wszystkimi aspektami swego wieku i człowieczeństwa. Batman zawsze się wyróżniał. Swym brakiem nadludzkich mocy, cierpieniem psychicznym, podatnością na zranienia, ale Miller uczynił go przede wszystkim istotą ludzką. Rozchwianą, często bojącą się i nie potrafiącą poradzić sobie z własnymi lękami. Bruce, mimo iż jest staruszkiem, ciągle rozpamiętuje scenę śmierci rodziców. Ciągle zmaga się z tym, co doprowadziło go do włożenia maski i nie potrafi zwalczyć. Poddaje się więc temu. I poddaje się żądzy zemsty, choć ciągle nie jest w stanie nikogo zabić.


Świetny jest też kontrast pomiędzy nim a Supermanem, który ani odrobinę się nie zestarzał, a na dodatek pracuje dla rządu i jako jedyny jest oficjalnym superbohaterem. Kontrast i paradoks, bo choć obaj się przyjaźnią, wbrew woli będą musieli stanąć ze sobą do walki, i tylko jeden wyjdzie z niej żywy...

Kolejnym świetnym wątkiem jest puszczanie oka do stałych czytelników komiksów. Mamy oto nowego Robina, a raczej Robin, nieco szaloną nastolatkę, która nie zdaje sobie sprawy z tego co zabawa w herosa ze sobą niesie. Mamy samozwańczych synów Batmana i dawnych bohaterów w tle. Bohaterów, z którymi Miller nie obszedł się łagodnie. Catwoman jako właścicielka agencji towarzyskiej, zbrzydzona i utuczona przez lata, czy Green Arrow, który stracił rękę, ale nadal chce walczyć i strzelać z łuku...


Ale to wszystko tak naprawdę jest niczym innym jak tłem dla satyry na Zimną Wojnę i politykę USA lat 80 XX w. Tłem dla komentarza popkulturowego dla zarzutów, że komiks to rozrywka dla dzieci i idiotów. I hołdu dla tego wspaniałego medium.


A całość ilustrują znakomicie minimalistyczne i celowo uproszczone rysunki Millera (niemal zupełnie pozbawione charakterystycznej dla niego zabawy czernią), doskonale podkreślone pastelowymi barwami autorstwa Lynn Varely (prywatnie żony Millera).


Nie dziwi więc fakt, że na liście 100 najlepszych komiksów wg Wizarda "PMR" znalazł się na miejscu 3 (pokonany przez "Strażników" i "Mausa"). Polecam, choć nie wszystko jest tu może idealne, w szczególności beznadziejny przekład Kreczmara, który nie zna chyba zbyt dobrze języka i nawet czas teraźniejszy myli mu się z przeszłym...

Komentarze