Mile 81 - Stephen King

CHASING "CHRISTINE".


10 letni Pete Simmons miał być pilnowany przez brata, ale ten wolał wybrać się z kumplami (bandą nazywającą się Rip-Ass Riders - Zajebistymi Jeźdźcami) na skakanie na rowerach ze skraju żwirowego wyrobiska. Zostawiony sam sobie Pete wyrusza więc do opuszczonego punktu obsługi podróżnych przy tytułowej 81 mili. Ogląda tam zostawione przez starszych erotyki a wreszcie upija się znalezioną wódką i zasypia. Tymczasem obok budynku zatrzymuje się zabłocone kombi. Dziwna rzecz, skoro w Maine nie padało od dawna. Kilku podróżnych zatrzymuje się to sprawdzić.
Gdy Pete się zbudzi, po podróżnych zostanie tylko kilka przedmiotów i dwójka przerażonych dzieci. Zacznie się walka o przetrwanie.


"Mile 81", e book Kinga tuż sprzed wydania "Dallas '63", to jak się można domyślić rzecz napisana głownie na zamówienie. Nowela, którą można postawic obok takich dzieł, jak "UR", "The Plant", czy "Riding the Bullet". Na pólce Kinga-eksperymenty-z-nową-technologią )by zacytować tu Wesleya z "UR"). Eksperyment z nowelą na iPada (który też odgrywa w historii pewną rolę) Czy to udany eksperyment? Nieszczególnie, choć wielkiego rozczarowania nie dostarcza czytelnikowi.


Właściwie "milę.." podzielić można na 3 części: świetny początek (dziecięcy bohater, wgląd w życie na przedmieściach a la w "Ciele"), średni środek (krwawe i nieprzekonujące, czasem śmieszące nawet elementy grozy, choć obyczajowa warstwa trzyma pewien poziom) i niezłe zakończenie, otwarte i pozostawiające nie odpowiedzi a domysły. Zakończenie trochę jakby z "Pod kopułą" a zdecydowanie więcej ze "Sklepiku z marzeniami". I choć styl jest niezły, choć nie idealny (czasem dzieci wyrażają się zbyt dorośle, czasem zbyt infantylnie), jakby pisany na szybko i nie brak też emocji (szczególnie w finale), to niestety to wszystko już było choćby w Christine czy Buicku 8 - i w obu przypadkach zdecydowanie w lepszym wykonaniu.


King jak zawsze puszcza oko do fanów (nawiązania do Christine chociażby) ale jest to jakby zrobione na siłę, bez finezji, choć ze swoistym urokiem.


I cóż mogę dodać: fani Kinga "milę..." poznać powinni, fani horrorów pewnie też, ale reszta co najwyżej może, bowiem jest wiele dzieł dużo lepszych z bibliografii Kinga i na nich przede wszystkim warto się skupić. Choć myślę, ze jeśli po Milę sięgnięcie nie będziecie zbytnio zawiedzeni.

Komentarze