Trouble - Mark Millar, Terry Dodson

KŁOPOTY


Z czym się Wam kojarzy komiks Marvela? Z gośćmi w trykotach biegającymi po mieście, prawda? Spider-Man rzuca kiepskie żarciki, ciśnie czasem inwektywę pokroju son-of-a-biscuit. X-Meni snują długie filozoficzne dywagacje o humanizmie. Kapitan Ameryka wstawia pełne patosu patriotyczne gadki. Trochę odstaje Punisher, który z nikim się nie cacka i strzela w łeb, jeśli mu coś nie pasuje. A razem walczą z kolejnymi wrogimi badassami i to właściwie tyle. Prawda? Nie. Przynajmniej nie do końca i nie w przypadku scenarzysty tego dzieła, Marka Millara.


Z czym w takim razie kojarzy się Wam Millar? Mi z rewolucyjnymi i skrajnie brutalnymi historiami. „Wojną domową” pokazał polityczne konsekwencje bycia superbohaterem, w „Kick Assie” zmierzył się z pytaniem co by było gdyby jakiś dzieciak naprawdę chciał wdziać trykot i walczyć ze złem, w „1985” zaprezentował co by było gdyby uniwersum Marvela pojawiło się w USA w tytułowym roku, jemu także zawdzięczamy „Ultimates” i „Ultimate X-Men”, które stały się podstawą filmowych hitów, a nawet mocne dzieło „Staruszek Logan” pokazujące Stany przyszłości, w których wygrali ci źli, a Wolvie zarzucił wszelką przemoc. Ba! Superman w wykonaniu Millara był komunistą, który z kosmosu przybył nie do stanów a do ZSRR. Każdy z tych komiksów był zarówno przełomowy jak i po prostu rewelacyjnie pokazany. Do bólu brudny, brutalny, ostry…


„Trouble” natomiast to historia, która ani nie psuje do powyższej charakterystyki Marvela, ani do typowo millarowych dzieł. O czym więc jest ten komiks?


Głównych bohaterów jest czwórka. Ben i Richard to dwaj nastolatkowie u progu dorosłości, którzy wybierają się do kurortu Hamptons znaleźć letnią pracę. Ich priorytetami są jednak seks i dobra zabawa. Podobne priorytety posiadają dwie dziewczyny, Mary i May. Kiedy cała czwórka spotyka się na miejscu, zaczyna iskrzyć, ale właściciele kurortu za wszelką cenę starają się nie dopuścić do jakichkolwiek aktów rozpusty. Jak się łatwo można domyślić, bezskutecznie. Zauroczenia, seks, w końcu zdrady. Wszystko to przeplata się z koszmarną pracą i koszmarnymi ludźmi. Ale prawdziwe kłopoty dopiero nadejdą…


„Trouble” uznano za jeden z najbardziej kontrowersyjnych komiksów, jakie wydal Marvel. Absolutnie niesłusznie, ale na pewno jest to dzieło kontrowersyjne względem typowych oczekiwań odnośnie komiksów Marvela. Historia jest prosta, do bólu szczera i prawdziwa, a co najważniejsze, z przesłaniem i głębią. Poza tym pełno tutaj nawiązań – głównie do Spider-Mana; imiona bohaterów mówią same za siebie, kobiece postacie to ruda May i blondynka Mary. Słynna kwestia „Spójrz prawdzie w oczy, tygrysie, właśnie rozbiłeś bank” pada z ust May tak jak w Spiderze padła z ust MJ. Podobnych rzeczy jest więcej, ale nie zamierzam zdradzać – wyłapywanie ich to czysta przyjemność (tak jak rysunek przedstawiający Marka Millara na bilbordzie – te slipy ;) ) i nie zamierzam Was je pozbawiać. Ale warto pamiętać, że Millar stworzył to jako opowieść o młodości rodziny Parkera.



Dlaczego więc zdarzają się tak słabe oceny tego dzieła? Powodów jest kilka. Najoczywistszy jest jednak taki, że czytelnik przyzwyczajony do klasycznego, popularnego komiksu Marvela, nie potrafi docenić głębszej i mądrzejszej, dojrzalszej a zatem i wymagającej historii. Druga sprawa to (dla tych bardziej oczytanych) oczywista inspiracja „Strangers in Paradise”. Wprawdzie Millar zrobił to naprawdę po swojemu, nie mniej SIP było wcześniej i lepiej się prezentowało. Poza tym strona graficzna nie powala. Rysunki a la Amanda Corner sugerują dzieło dla nastolatków, tak samo okładki oryginalnej serii zeszytowej – zdjęcia zbliżenia twarzy nastolatek czy od pasa wzwyż nie zachęcają do kupna – jakby krzyczały, że na stronie z pocztą będą listy od czytelniczek pokroju „mam jakiś guz pod kolanem, a spałam wcześniej z chłopakiem – czy to może być ciąża pozamaciczna?” albo „czy folia aluminiowa może sprawdzić się jako prezerwatywa?” a zaraz potem kącik z modą. I choć to celowy zabieg, wiadomo, rzecz o problemach młodzieży wyglądać miała jak młodzieżowa gazeta z tamtych lat, można było to ugryźć lepiej.


Mimo tych drobnych mankamentów dzieło naprawdę jest bardzo dobre. Nie jest to szczyt Millara, ale na pewno na tle większości mainstreamowych komiksów wielkich wydawców wypada znakomicie. Dlatego polecam go Waszej uwadze jako odtrutkę na cały ten główny nurt.

Komentarze