Kod Himmlera - Przemysław Piotrowski


JAK HOLLYWOODZKI HIT


Rok 1943. Nazistowskie bunkry Olbrzyma w Górach Sowich stają się scenerią śmierci niemieckich żołnierzy. Cztery lata później spośród komandosów wysłanych na Ziemię Królowej Maud na Antarktydzie, żywy wychodzi tylko jeden z brytyjskich Marines.

Rok 2016. Gdy na Antarktydzie badacze w trakcie odwiertów odnajdują zwłoki brytyjskiego żołnierza z oderwaną przez „coś” ręką, w Polsce dziennikarz sportowy, Tomasz Turczyński, wpada na trop nazistowskich tajemnic. Właśnie zmarł jego dziadek, który w czasie wojny został zabrany przez Niemców do bunkrów Olbrzyma i od tamtej pory cierpiał na obsesję rozwiązania ich tajemnic. Jak się szybko okazuje, staruszek umarł po przeczytaniu znalezionych tam właśnie dokumentów, które trafiają w ręce Tomasza. Dziennikarz decyduje się odczytać ich treść i kontynuować spuściznę dziadka. Nie wie jednak, jak wiele osób chce poznać te serety, do czego zdolny jest posunąć się wywiad rosyjski i jak bardzo odpowiedzi mogą odmienić historię świata…


Debiutancka powieść Przemysława Piotrowskiego to historia dziejąca się na styku fantastyki z nutą horroru, thrillera i sensacji w stylu Ludluma. Bardzo hollywoodzka w dynamizmie, a zarazem bardzo polska. Widać to szczególnie w momentach, w których autor rozwodzi się nad odniesionym wreszcie sukcesami piłkarskiej polskiej reprezentacji narodowej – z lubością oddając się fantazji. Tej fantazji nie zabrakło także przy konstrukcji postaci. To typowa powieść dla prawdziwych facetów, więc jej bohaterem jest prawdziwy samiec alfa, mężczyzna silny, umięśniony, nad wyraz przystojny, na widok (i zapach) którego kobiety szaleją. Jest też nieziemsko piękna, zniewalająca i bardzo chętna bliższym z nim kontaktom, a zatem i wmieszaniu się w pełną niebezpieczeństw akcję, kobieta. Jest także konkretna zagadka, która powoli odsłania swój pełen obraz i bardzo dużo akcji, w której wykazać może się główny bohater. I choć czasem autor za bardzo popuszcza wodzę fantazji, opisując Tomasza jako prawdziwego Adonisa, oraz jego działanie na kobiety, dynamiczna fabuła i ciekawe tajemnice nie pozwalają się znudzić.


„Kod Himmlera” (już sam tytuł brzmi hollywoodzko i taka też jest znakomita jak zawsze okładka autorstwa Darka Kocurka – mojego ulubionego polskiego ilustratora opraw książek), oferuje też drugą, ciekawą stroną całej opowieści – a mianowicie fakty historyczne. Fakty, ciekawostki, legendy. Naziści i ich eksperymenty, wierzenia i dążenia to temat samograj i tym razem także nie zawiódł. A że połączono go z aktualnymi tematami i atrakcyjnymi ramami spajającymi całość, czytelnik lubiący takie klimaty nie poczuje się zawiedziony.


Dlatego też, jeśli macie ochotę na dynamiczną powieść akcji, śmiało możecie sięgnąć po „Kod…” i spędzić z nim kilka wieczorów. 

Komentarze