The Amazing Spider-Man: Śmierć Stacych - Stan Lee, Gerry Conway, JohnRomita Sr., Gil Kane


NOC PODCZAS KTÓREJ UMARŁA NIEWINNOŚĆ MARVELA


„Jeszcze ta noc
Tak różna od tamtych nocy
Noc podczas której zasnąć strach
Na sekundę zmrużyć oczy”

Pidżama Porno


Chyba żadna śmierć w historii Spider-Mana, łącznie ze śmiercią wujka Bena, nie wywarła takiego wpływu na losy tej postaci, jak tragedia Gwen. Po zeszycie „Noc podczas której zginęła Gwen Stacy” nic już nigdy nie było takie samo, a co więcej na zawsze odmienione zostało całe uniwersum Marvela.


Album zaczyna się jednak od powrotu doktora Octopusa. Po długim pobycie w więzieniu Otto udaje się wreszcie przywołać swoje macki i Spider-Man znów musi stanąć z nimi do walki. Nie wie jednak jaką cenę zapłaci za ten pojedynek ktoś inny. Ratując małego chłopca przed spadającym gruzem kapitan Stacy, ojciec ukochanej Petera, zostaje śmiertelnie ranny. Zanim jednak odejdzie z tego świata wyzna Pająkowi coś zdumiewającego i poprosi go o coś, czego – jak się z czasem okaże – nasz heros nie będzie w stanie spełnić. A co gorsza Spider-Mn posądzony zostanie o zabicie Stacy’ego…
Wkrótce jednak czeka go coś o wiele gorszego. Peter po powrocie z Kanady, gdzie stoczył bitwę z Hulkiem musi stoczyć walkę z nękającą go chorobą, jak również faktem, że jego najbliższy przyjaciel po narkotykach doczekał się schizofrenii. Niestety to najmniejsze ze zmartwień, jakie spadają na głowę naszego herosa. Norman Osborn z każdą chwilą popadając coraz bardziej w psychozę niebezpiecznie zbliża się do granicy przypomnienia sobie, że to Parker kryje się za pajęczą maską. Powrót Green Goblina staje się kwestią czasu. A co wtedy? Pojedynek, który na zawsze odmienia wszystko…


Ten tom nie zaskoczy Was fabułą, taka jest o nim prawda. Dodajcie do siebie powyższy opis i tytuł albumu, a otrzymacie streszczenie całej opowieści. Czasem jednak, niezależnie od medium, dzieje się tak, że nawet kiedy doskonale znamy wszystko, dana fabuła porusza do głębi. Dlaczego tak się dzieje, odpowiedź jest prosta – całość stanowi coś o wiele więcej, niż tylko sumę poszczególnych składników. I tak się dzieje w przypadku tego tomu WKKM.




Co jest w nim niezwykłego? Właściwie można by powiedzieć, że nic. Spider-Man toczy kolejne boje z przeciwnikami w śmiesznych strojach, noszącymi równie śmieszne ksywki, rzuca swoje żarciki i romansuje, jednocześnie zmagając się z problemami w nauce wynikającym z drugiego, sekretnego życia. Czasem wygrywa, czasem zawodzi – zdarza się i się zdarzało. Nie zdarzyło się jednak nigdy wcześniej by twórcy uśmiercili postać tak bliską głównemu bohaterowi. Teraz nie jest to żadne novum, pamiętajmy jednak, jaki wtedy stanowiło to szok. Gerry Conway dobrze jednak wiedział co robi. Ten znany ze stworzenia postaci Punishera scenarzysta chciał kogoś uśmiercić, ale ciotka May była postacią, której zgon nikogo by nie zdziwił. Po rozmowach z rysownikiem, Johnem Romitą, który często dokładał do fabuł swoje pomysły, doszli do wniosku, że najlepiej byłoby zabić Gwen. Szczególnie, że irytowała ona Conwaya swoją doskonałością, któr-ą uważał za mdłą, nudną i nie przystającą do miłości głównego bohatera – zdecydowanie wolał u jego boku postawić M.J. (czego podwaliny położył od razu po śmierci Stacy). Streszczać historii genezy nie ma sensu, jest dołączona do albumu, a w jeszcze lepszej i bardziej rozbudowanej wersji dostaniecie ją w „Niezwykłej historii Marvel Comics” od wydawnictwa SQN. Liczy się to, czego dokonała sama opowieść, a dokonała wiele.
 

Teraz, z perspektywy ponad 40 lat, możemy ocenić to najlepiej. Conway sam przyznaje, że zabicie Gwen przyczyniło się do powstania swoistego kultu tej postaci i nie można nie przyznać mu racji. Z jej legendą mierzyli się najróżniejsi twórcy. Genialnie scenę jej śmierci ukazał duet Busiek/Ross w „Marvels”, a do samego zgonu seria „Spider-Man” powracała raz po raz przez całe lata. I powraca nadal, bowiem w Stanach trwa właśnie fabuła „The Clone Conspiracy”, przy okazji której znów mogliśmy widzieć Gwen, a właściwie jej klona. Chociaż czy na pewno? Stacy jest jedną z tych postaci, których nie ośmiela się przywrócić na łamy nikt (Conway po powodzi listów od czytelników dostała w latach 70 rozkaz przywrócenia dziewczyny, nie mniej uczynił to po swojemu – zapoczątkowując sagę klonów, a prawdziwą blond miłość Petera pozostawiając w grobie), nie wiadomo tylko jak do tematu podejdzie Slott.



Wracając jednak do „Śmierci Stacych” to jest to album niemal idealny. Album, który na każdej liście najlepszych historii o Pajęczaku znajduje się bardzo wysoko, tak jak i w każdym zestawieniu top komiksów Marvela. Jest to komiks naiwny, jest infantylny i przepełniony duchem sowich czasów (prawa czarnoskórych obywateli USA, problemy z narkotykami, pozostałości po czasach Drugiej Wojny Światowej etc.), ale przede wszystkim jest tego świadom i wykorzystuje wszystkie wspomniane aspekty w najlepszy sposób. Także graficznie, chociaż jakość przedruku w tym wypadku pozostawia sporo do życzenia (miałem okazję czytać reedycje oryginalnych zeszytów i nie rzucało się to tak w oczy, jak tutaj). Romita i Kane pokazują się od najlepszej strony. Sceny są przesadnie (melo)dramatyczne, a niektóre pozy trącą skrajną naiwnością, ale jest też realizm, jest wielka nuta emocji i jest przede wszystkim to, za co czytelnicy kochali Spider-Mana w latach 70, a czego brakuje w obecnych komiksach.


Reasumując, sięgnijcie koniecznie. Nie znać tego albumu, jeśli jest się fanem komiksu (nawet jeśli nie znosicie Pająka) to po prostu wstyd. A że mamy go po polsku, świetnie wydanego, z dodatkami, z genezą powstania, galerią itp., na dodatek w znakomitej cenie, nie ma się chyba co zastanawiać, prawda? I nawet jeśli nie detronizuje on „Ostatnich łowów Kravena” z podium najlepszych spiderowych opowieści, to z pewnością dzieli z nim owo pierwsze miejsce.


p.s. Pamiętacie jeszcze pierwsze wydane po polsku zeszyty „Amazing Spider-Mana” i to, jak tłumacz, nie znając tematu, przełożył wspomnienia o Gwen, jako wspomnienia o Gwenie?

Komentarze