Zmyśl coś - Chuck Palahniuk

HISTORIE, KTÓRYCH NIE MOŻECIE NIE PRZECZYTAĆ


Oto zbiór opowiadań o strachu. Chuck Palahniuk wprawdzie pisał o nim przez całą swoją literacką karierę, rozliczał się z nim, mierzył, nigdy jednak nie robił tego w taki sposób i z taką intensywnością, jak teraz. „Marzył w duchu, aby stawić czoło horrorowi na tyle wielkiemu, że zaszczepiłoby go to przeciw wszelkim innym strachom” – takie jest pragnienie bohatera jednego z opowiadań. Nie bać się o pracę. O bliskich. O życie. Zdrowie. Codzienność. O nic. Czy ktokolwiek z nas nie utożsamia się z tym? Palahniuk boi się tak, jak my, rozumie strach – i stara się nieść nam pocieszenie; a przynajmniej zrozumienie. I, trzeba mu to oddać, robi to w rewelacyjny sposób.


To zaledwie 23 opowiadania, jednak to, co za ich sprawą wsącza autor w nasze życia i umysły poraża, porusza i skłania do myślenia. Jak zwykle u Palahniuka teksty nie są delikatne, choć Ci, którzy znają jego twórczość nie będą już zszokowani. Bohater „Księcia Ropucha”, historii ocierającej się wręcz o tentacle hentai, znalazł nowy sposób na powiększenie swojego penisa, ale efekt jego starań doprowadził nie tylko do paniki wśród dziewczyn, które widziały jego narząd, ale też i uczynił z chłopaka coś więcej, niż człowieka. W „Kanibalu” dziewczyny znajdują niecodzienny sposób na poradzenie sobie z kłopotami, za sprawą seksu oralnego z niedorozwiniętym nastolatkiem, natomiast w „Tych sprawach” ojciec uświadamia syna, opowiadając mu o seksie ze swoją dziewczyną i wypadku, jaki wówczas się wydarzył. Z kolei w „Dlaczego kojot nigdy nie miał kasy na parkowanie” tytułowy bohater odkrywa, że zdrada z prostytutką pozwala mu mocniej kochać i cenić żonę. Tylko na jak długo? Podobnie jest zresztą w pozostałych opowiadaniach, choć znajdziecie tutaj także teksty oderwane od cielesnego rozpasania, jednakże seks to metoda, nie cel autora. Całość najlepiej podsumowują „Zombiaki”, w których nastoletni bohater dokonuje na sobie lobotomii za pomocą defibrylatora, by cofnąć się w rozwoju do poziomu dziecka i zyskać szczęście. Jest tu seks, są kontrowersje, ale przede wszystkim mamy do czynienia z próbą znalezienia metody na pozbycie się trosk. Ta wydaje się jednak nieosiągalna, jeśli chcemy pozostać sobą – tylko brak myśli wyższych może pozbawić nas zmartwień. Czy warto?


Paradoksalnie Palahniuk każdą ze swoich opowieści skłania nas do myślenia i jednocześnie niesie pewną pociechę. Radość. Szczęście nawet, chwilowe, ale żyjemy przecież z chwilami – cała reszta wypełnia jedynie czas pomiędzy, czemu więc nie cenić takich właśnie momentów? Nie oznacza to jednak, że podobne przemyślenia nie bolą. Chuck dokonuje wiwisekcji na sobie, na ludzkości i na każdym z nas z osobna. Po imieniu nazywa rzeczy, o których wszyscy wiemy, ale nie potrafiliśmy znaleźć na nie właściwego określenia, wywleka nasze brudy, wytyka nam błędy i z brutalną szczerością portretuje i piętnuje świat. Nie tylko to, co w nim uniwersalne dla wszystkich pokoleń, ale też i jego obecną sytuację – czasy, kiedy źle jest być białoskórym, heteroseksualnym mężczyzną o chrześcijańskich poglądach.


Spoglądając bardziej na stronę techniczną zbioru, warto zauważyć kilka rzeczy. Opowiadania Palahniuka tu zebrane pochodzą z różnych etapów jego twórczości, widać więc w nich pewną różnorodność. Nie tematyczną, ale na pewno stylistyczną. W najnowszych autor mocno odrywa się od ziemi, przez co czasem gubi realizm, a zakończenia ma mocno rwane. Starsze są bardziej treściwe i świeże. Wszystkie jednak są znakomite i porywające, a co więcej splatają się ze sobą za pomocą sieci subtelnych powiązań miejsc i postaci. Bardzo mocno pobrzmiewają tutaj też echa „Fight Clubu”, bo idee różnych podobnych klubów przenikają do wielu opowiadań, aż wreszcie jedno  nich, „Wyprawa”, staje się prequelem do tej właśnie powieści, ukazując wydarzenia dziejące się na dekady przed „Podziemnym kręgiem”. Kolejną rzeczą, którą warto nadmienić jest fakt zmian, jakie zaszły w poszczególnych historiach od czasów ich pierwszych publikacji. Wiele z tekstów ukazywało się bowiem na łamach magazynów dla mężczyzn, antologii czy nawet jako e-book („Feniks”), na potrzeby „Zmyśl coś” Palahniuk zmienił w nich kilka elementów, ale to znaczenie ma jedynie dla purystów jego twórczości.


W niniejszej książce zmieniło się także coś jeszcze – tłumaczki. Elżbieta Gałązka-Salamon przełożyła tylko jeden tekst, najwięcej udzieliła się Agata Napiórska, która wniosła przy okazji nieco swojego stylu – bardziej dosłownego przekładu całości. W tym miejscu wkraczam na grząski grunt odczuć prywatnych. To, że poznałem te opowiadania w wersji oryginalnej sprawia, że porównuję je z tym, co pamiętam i tym, jak sam bym przełożył to, czy tamto. Dlatego daruję sobie podobne rozważania i powiem tylko, że zbiór został przetłumaczony bardzo dobrze, co nie było łatwym zadaniem. Palahniuk operuje bowiem specyficznym stylem, często pełnym kolokwialnych czy slangowych wyrażeń i bawi się słowami (co szczególnie widać w „Eleanorze”, gdzie bohater używa słów podobnych do właściwych, ale o zupełnie innym wydźwięku, choć jednocześnie nie pozbawionych związku z ich pierwotnym znaczeniem, tu brawa dla przekładającej ów tekst Klaudii Stępień!), dlatego tym bardziej warto docenić pracę tłumaczek.


I cóż zostaje mi dodać na koniec, jak nie to, że polecam ten zbiór Waszej uwadze? Palahniuk to jeden z najlepszych współczesnych pisarzy, szokujący autor, który ma coś do powiedzenia i robi to zarówno subtelnie, jak i wykrzykując nam swoje racje prosto w twarz. Skłania do myślenia, porusza (rewelacyjne „Skłonności”), śmieszy, przeraża, ale nie pozostawia obojętnym. I chociaż jego twórczość nie jest dla wszystkich, „Zmyśl coś” to zdecydowanie historie, których nie możecie nie przeczytać. Sięgnijcie zatem i delektujcie się, bo warto.

Komentarze