Pi razy drzwi czyli dziwne przypadki matematyki - Mickaël Launay


PI RAZY… OKO


Matematyka. Zmora uczniów, bo niemal nikomu nie chce się jej uczyć, przekleństwo nauczycieli, bo – mówię to z doświadczenia – nie potrafią należycie wytłumaczyć materiału, jakby sami nie rozumieli jego znaczenia, a jedynie znali wzory i ich zastosowanie, i podobnego „zrozumienia” wymagali od swoich podopiecznych. A co, gdyby ta gałąź wiedzy naprawdę była ciekawa? Wcale nie sucha, a fascynująca i wciągająca? „Pi razy drzwi” to jedna z tych książek, które o tym przekonują – i, co najważniejsze, robi to w skuteczny sposób!


O czym właściwie opowiada niniejsza pozycja? Bo jeśli ją przekartkować, okazuje się, że nie ma tu (no prawie) wzorów, zadań etc. Są ilustracje, figury geometryczne, układy równań i im podobne, ale przede wszystkim króluje tekst. Tylko tekst o czym to? O historii. I to historii matematyki! Brzmi jeszcze gorzej niż sama królowa nauk? Spokojnie, ta książka nie jest taka, jaka się wydaje. Zabiera nas w podróż poprzez matematykę, jej najważniejsze teorie, przedstawia ludzi, którzy kryją się za nimi, pokazuje skąd wzięły się słynne twierdzenia i jak samemu przeprowadzić na nie dowód (przekonacie się choćby jak prosto można wyliczyć tytułową liczbę pi) czy nawet stworzyć własną teorię matematyczną. Zaczynając od Mezopotamii, na matematyce przyszłości kończąc, patrzymy jak rozwijał się i zmieniał cały ten dział nauki, poznajemy ciekawostki pokroju tego, co piłka ma wspólnego z Geodą i odkrywamy, jakie to wszystko może być fascynujące!


Sam nigdy nie lubiłem matematyki – jej uroki odkryłem dopiero, kiedy zakończyłem już edukację. Cóż, nauczyciele pokazywali wzór, nie tłumaczyli praktycznie nic na jego temat, kazali podstawiać liczby, wyliczać, ale niewiele z tego wynikało, bo nie czułem, że to wszystko ma jakiś sens. Ot ktoś wymyślił sobie coś takiego bez większego znaczenia – co zresztą w przypadku wielu teorii nie jest dalekie od prawdy, bo powstawały żeby pomóc wyliczyć coś wbrew wszelkiej logice (no, ale to nie miejsce na takie rozważania). Wszystko sprowadza się do tego, że szkoła skutecznie zniechęca do nauki. Czasem jednak trafiają się nauczyciele, którzy potrafią na nowo rozpalić iskrę fascynacji przedmiotem. I niekoniecznie spotykamy ich w szkole – w tym wypadku takim mentorem staje się Mickaël Launay i przekazuje nam wiedzę w fascynujący sposób.


Duża w tym zasługa stylu, w jakim autor przedstawia nam fakty. „Pi razy drzwi” to bowiem nie suchy wykład akademicki, a lekka, niemalże koleżeńska pogadanka o historii i teorii. Nie ma tu nadmiaru wiedzy, jest natomiast same jej sedno i wszystko to, co najciekawsze. Jednocześnie zachęca nas do wspólnej zabawy, która ma w sobie coś z rozwiązywania logicznych łamigłówek. Nauka poprzez zabawę? Sprawdza się nie tylko w przypadku najmłodszych, a że „Pi razy drzwi” jest przy tym znakomicie napisana i bardzo ładnie wydana, przyjemność płynącą z lektury jest jeszcze większa. Dlatego też polecam bardzo, bardzo gorąco! Szczególnie tym, do matematyki nieprzekonanym.

Komentarze