Suicide Squad – Oddział Samobójców #1: Czarne więzienie - Rob Williams, Jim Lee, Ivan Reis, Gary Frank, Jason Fabok, Scott Williams, CarlosD'Anda, Philip Tan


MISSION IMPOSIBLE


„Suicide Squad” pewnie nigdy nie zadebiutowałoby na naszym rynku, gdyby nie film kinowy oparty na ich przygodach. Pojawiło się jednak i mogę powiedzieć, że na szczęście, bo to naprawdę udana seria komiksowa, dostarczająca solidnej porcji bezkompromisowej rozrywki. Propozycja w sam raz dla miłośników superhero i czarnego humoru, którzy cenią szybką akcję i szalone pomysły.


Wszystko zaczyna się jednak od decyzji prezydenta, że Suicide Squad ma zostać rozwiązany. Żaden rząd nie może sobie bowiem pozwolić by na jego usługach, nawet nieoficjalnie, działała drużyna złożona z samych psychopatów, która wykonuje misje, jakich nie podjąłby się nikt inny, metodami, których nie można zaakceptować. Z drugiej jednak strony, są na świecie zagrożenia wymagające takiej, a nie innej interwencji, dlatego zapada decyzja, by Oddział trafił pod dowództwo nowego szefa – odsiadującego w Guantanamo dożywotni wyrok terrorysty-patrioty. W ten oto sposób oszalała była psycholog Harley Quinn, Człowiek-krokodyl Killer Crock, nigdy niechybiający morderca Deadshot i reszta ich towarzyszy zyskuje nowego przełożonego. I szybko trafia w sam środek nowych kłopotów. Ledwie udaje im się uporać z kryzysem w Mongolii, gdzie w ręce terrorystów wpadła bomba metagenowa dająca na 36 godzin supermoce zwykłym ludziom (albo na ten sam okres odbierająca je herosom), a już muszą stawić czoła kolejnemu. W Rosji rozbił się obiekt z kosmosu, a w ręce Rosjan dostała się ich technologia, być może nawet broń. Trzeba ją ukraść albo zniszczyć, a by to osiągnąć Suicide Squad włamuje się do tamtejszego tajnego więzienia znajdującego się pod wodą. Nie dość jednak, że na miejscu czekają na nich tacy osadzeni, jak generał Zod, despota z Kryptona władający mocami równymi Supermanowi, to jeszcze do akcji wkracza Brygada Zagłady, rosyjski odpowiednik Oddziału Samobójców, który ma za zadanie dopilnować by tajemnice więzienia nie ujrzały światła dziennego. Zaczyna się rzeź… w rytm przebojów The Ramones!

 

„Suicide Squad” to tylko komiks rozrywkowy, który nawet nie próbuje mieć aspiracji do czegoś więcej, ale na tym polega jego siła, bo rozrywka, jakiej dostarcza jest naprawdę znakomita. Sens? Tu liczy się coś innego – szalona rozwałka, nieustająca akcja i czarny humor, podlany krwawym sosem. Czego innego można by się jednak spodziewać od oddziału złożonego z szaleńców, którzy na dodatek mają w swoich głowach ładunki wybuchowe, na wypadek gdyby trzeba było wyeliminować któregoś członka drużyny? Rob Williams, scenarzysta, który pracował przy największych seriach zarówno Marvela, jak i DC, wykorzystał potencjał serii w świetnym stylu, a „Czarne Więzienie” czyta się po prostu znakomicie. Szczególnie, gdy trafiają się takie smaczki, jak bohater z biegunką zmuszony do udziału w misji czy Killer Crock z chorobą lokomocyjną.

 

Warto jednak zauważyć, że seria spod szyldu Odrodzenie, która pojawiła się niedawno wśród nowości, nie tyle stanowi kontynuację tego, co mieliśmy okazję poznać w ramach Nowego DC Comics (choć oczywiście stali czytelnicy także będą bawić się znakomicie), ile tytuł doskonały do rozpoczęcia swojej przygody z Oddziałem. Dowiadujemy się z niego najważniejszych informacji o bohaterach, dostajemy nawet historie o nich samych. A wszystko to znakomicie narysowane przez Jima Lee i innych artystów, w sposób realistyczny i szczegółowy, i tak samo wydane.


Lubicie bezkompromisowe komiksy rozrywkowe? Macie ochotę na mniej poważne podejście do tematów sueprhero? „Suicide Squad” to seria dla Was. – lepsza, niż sam się spodziewałem. Polecam – jak zresztą i pozostałe tytuły wydawane w ramach Odrodzenia, bo naprawdę są tego warte.

Komentarze