Magia Kąsa - Ilona Andrews


KSIĄŻKA NIE KĄSA


Ale też i nie powala na kolana. Przynajmniej ta. Ale nie tego przecież oczekiwałem, sięgając po dzieło z gatunku urban fantasy, zmieszanego z postapo. Spodobał mi się sam pomysł i choć powieść okazała się napisana bardzo prostym językiem, na tym właśnie polu na pewno nie zawiodła.


O czym opowiada „Magia kąsa”, pierwszy tom serii o Kate Daniels? O świecie przyszłości, niezbyt odległej w czasie od nas, ale ukazującej drastyczne zmiany jakie zaszły w naszej rzeczywistości. Kiedy bowiem doszło do wybuchu magii, technologia i praktycznie wszystko to, co dotychczas osiągnęli cywilizacyjnie ludzie, przestało mieć znaczenie. Powróciły rzeczy, które dotychczas uważane były za przesąd, tudzież mit – wystarczy wymienić wampiry, jakieś zmiennokształtne stwory czy nawet pradawne bóstwa. W ruinach Atlanty, w której przyszło żyć głównej bohaterce, czyli oczywiście Kate Daniels, nie jest więc szczególnie bezpiecznie. Szczególnie, że kobieta pracuje jako najemniczka, wykorzystując fakt, że w jej żyłach płynie magia. Kiedy ginie jej opiekun, Kate chce dopaść winnego, ale by to zrobić, musi zdecydować z kim będzie współpracować…


Jeśli chodzi o konstrukcję powieści, jej wykonanie i poprowadzenie akcji, seria o Kate Daniels nie wyróżnia się niczym na tle innych powieści z jakże popularnego w ostatnich latach gatunku postapo. Jest świat, który spotkała zagład, są jego ruiny, jest nowe społeczeństwo, jakie na nich wyrosło (tu na plus należy zaliczyć fakt, że autorzy – bo pod pseudonimem z okładki kryje się małżeństwo pisarzy – zadbali o to, by mimo wszystko w dość realny sposób ukazać ten aspekt), jest najemniczka, są niebezpieczeństwa, zagrożenia… Wymieniać dalej? Chyba nie ma sensu. Jest jednak novum w postaci magicznej przyczyny końca znanego nam świata. I fakt, że wraz z tą osobliwą apokalipsą nadeszły istotny z legend i wierzeń, które wszyscy uważali za mit.


To właśnie sprawia, że całość przyciąga, nawet jeśli postacie są dość płaskie, a język, jakim napisano powieść, także nie jest najwyższych lotów. Sama akcja okazuje się być przewidywalna, podobnie jak jej poprowadzenie, bo tego typu książek czytelnicy czytali już całą masę. Ale otoczka ratuje serię Ilony Andrews, przydając jej nieco świeżości.


Całość oczywiście bardziej spodoba się nastolatkom czy też czytelnikom niewymagającym zbyt wiele od lektury, niemniej nie jest to zła książka. Ot lekka, niezobowiązująca powieść dla miłośników fantastyki. Im śmiało mogę ją polecić w sam raz na jesienno-zimowe wieczory.

Komentarze