Popkultura uwielbia temat
antyutopii – szczególnie takich, w których ludzkie życie jako takie nic nie
znaczy i staje się swoistą walutą. Motyw ten, rozsławiony przez „Igrzyska
śmierci”, wiele lat wcześniej znakomicie zaprezentował Stephen King w „Wielkim
Marszu”. On oczywiście opierał się na wizjach legend Science Fiction oraz, a
może raczej przede wszystkim, Orwella. Gdzieś między jego powieścią, a
„Igrzyskami” japoński pisarz Koushun Takami zaprezentował czytelnikom „Battle
Royale” – książkę dziś kultową. I bardzo bliską temu, co czeka na czytelników w
„Ikigami”, choć w tej mandze nie znajdziecie ludzi zmuszonych do zabijania
innych, by przeżyć.
Witajcie w świecie przyszłości,
gdzie dekret o nieustannym rozwoju kraju zapewnił jego mieszkańcom niemalże
utopijne życie. Kluczowym jest tu słowo „niemalże”. W trakcie szczepień, do
organizmu jednego na tysiąc dzieci wpuszczona zostaje nanokapsuła, która krąży
w ciele, by nagle, gdy osoba ta znajduje się w przedziale wiekowym 18-24 lata,
eksplodować, zabijając ją na miejscu. Świadomość, że każdy może umrzeć
osiągnąwszy ten wiek sprawia, że ludzie pracują wydajniej i bardziej cenią
swoje życie (spadła liczba samobójstw, wzrosła natomiast ilość urodzin dzieci).
Są tacy, którym ten stan rzeczy się nie podoba, jednak jeśli mówią o tym na
głos, są uciszani. Skutecznie. Jak przetrwać w takich warunkach?
Głównym bohaterem opowieści jest
Fujimoto, młody urzędnik zajmujący się dostarczaniem Ikigami. W skrócie są to
zawiadomienia o śmierci. Każdy skazany na eksplozję nanokapsułki na dobę przed
tym wydarzeniem dostaje informację. Jak wykorzysta ostatnie 24 godziny życia,
to już zależy wyłącznie od niego. A ludzie reagują różnie. I to bardzo…
Pierwsze co przyszło mi do głowy na
myśl o „Ikigami”, jeszcze zanim zacząłem lekturę, ale zdążyłem już zapoznać się
nieco z ilustracjami, to to, że mam do czynienia z mangą utrzymaną w stylu Katsuhiro
Ōtomo. Może prostszą pod względem stylu, ale jednak podobną – szczególnie jeśli
chodzi o realistyczne podejście do przedstawienia twarzy postaci. Jest też w
tym wszystkim dużo mroku, nieco więcej niż u Ōtomo brudu, ale też i podobny
klimat całości. I to mnie kupiło.
A jak „Ikigami” przedstawia się od
strony fabularnej? Sam pomysł na społeczeństwo kontrolowane za pomocą mogącej
zabić każdego z nich kapsułki nie jest może idealny, ale za jego sprawą
budowane jest znakomite napięcie. Emocji w mandze także nie brakuje, czytelnik
towarzyszy wielu osobom w ich ostatnich chwilach i przygląda się temu, jacy
wówczas jesteśmy i jak bardzo się różnimy. I chociaż nie jest to horror, groza
także obecna jest na stronach tomiku, choć oczywiście najbardziej przejmuje i
tak udana strona obyczajowa. „Ikigami”
spodoba się więc szczególnie miłośnikom antyutopijnych historii, ale też i fani
dreszczowców będą usatysfakcjonowani. To dobra manga dla dojrzałych
czytelników.
Komentarze
Prześlij komentarz