GIRL
WITH A TANK
Jak powszechnie wiadomo komiks jest
rozrywką przeznaczoną dla dzieci! Z tej też racji powinien reprezentować sobą
konkretne wartości! Ej, ale co do…? Palenie? Picie?! Molestowanie kangurów?!!
Zabijanie?!!! Co jest…? Tank Girl. Tank Girl jest! Jedna z najbardziej
niepokornych komiksowych bohaterek, która pokazuje jak wyglądałby punk, gdyby nie
był gatunkiem muzyki, a komiksu!
Tak szalona rzecz nie może zacząć
się normalnie. I nie zaczyna. Tank Girl siedzi bowiem w psychiatryku –
Czubkowie – gdzie zagubiona pośród labiryntu tego miejsca kojącego
upośledzonych, stara się odzyskać kontakt z rzeczywistością. Ale czy to, co ją
spotyka to prawda? A może koszmar? Albo jakieś hologramy? Jakie to ma w ogóle
znaczenie…
A to zaledwie początek tego, co
czeka na naszą bohaterkę. Seks i przemoc. Krew i alkohol. Wśród skaczących
piersi, zwisających penisów i kangurów, nasza anarchistka mknie swoim czołgiem
(albo rowerkiem, ale wtedy może osiągnąć orgazm i stracić rękę – tak, tak,
niczego tu nie pomyliłem) i nie uznając żadnych świętości, robi to, co umie
najlepiej – szaleje. Gotowi na bezkompromisową jazdę bez trzymanki? Tylko tu
czekają na Was Pytol i Czuj w realiach klasyki kina, Opowieść Wigilijna Boogi,
a nawet Cipek Kudłatek. Na deser dostaniecie natomiast historię o najbardziej
po#%$@nym tytule, jaki można sobie wyobrazić, czyli „Pokur…one Afro Zombie Zdziry
Znikąd”!
„Tank Girl” to kolejna seria
komiksowa, której nie da się polecić wszystkim czytelnikom. Jej specyficzność
jest tak dalece posunięta, że dla wielu okaże się pewnie absolutnie niestrawna.
Jednak liczy się przecież to, że pewna grupka (docelowa) odbiorców będzie
całością zachwycona. Jaka konkretnie? Chyba przede wszystkim nastoletnich i dorosłych,
ale wciąż tkwiących mentalnie w młodości buntowników, którzy chcą odreagować. I
przeczytać coś, co opiera się wszelkim zasadom i dobremu smakowi, jednocześnie
podlewając całość solidną porcją erotyki, wulgarności i szaleństwa.
O fabułach nie ma sensu mówić zbyt
wiele. To zbiór krótkich, absurdalnych historyjek, w których Hewlett i Martin
eksperymentują z najróżniejszymi rzeczami. Mamy tu elementy infantylne, jak
żywcem wzięte z komiksów dla dzieci, jest undergroundowy brud, są niewybredne
żarty, wycinanki, poradniki, parodie… To po prostu trzeba przeczytać i samemu
przekonać się czym jest „Tank Girl” i czy to nie dzieło akurat dla Was.
A jak to wszystko prezentuje się od
strony graficznej? Dla mnie znakomicie. Kreska jest brudna, ale wyrazista, kto
pamięta naszą rodzimą odpowiedź na ten tytuł, „Emilię, Tanka i Profesora”, wie
czego może się spodziewać. W tym tomie na dodatek mamy całkiem solidną porcję
kolorowych stron, świetnie wykonanych, czasem prostych, czasem kojarzących się
nieco z pracami Simona Bisleya (z podkreśleniem słowa „nieco”), a całość
uzupełnia galeria okładek zeszytowego wydania oraz kilka słów odautorskich. Miłośnicy
undergroundowych klimatów będą bardzo zadowoleni i to im przede wszystkim polecam
„Tank Girl”.
Komentarze
Prześlij komentarz