PRO
ECO POST APO
Swoją "Historią pszczół"
norweska pisarka Maja Lunde narobiła na rynku niemałego szumu. Swoim dziełem
przyciągnęła także moją uwagę i muszę przyznać, że lektura go okazała się dla
mnie przyjemnym i satysfakcjonującym doświadczeniem. Teraz autorka powraca z
nową książką, stanowiącą jej ideologiczną kontynuację. "Błękit", bo o
nim mowa, rozbudził moje czytelnicze nadzieje i chociaż w ostatecznym
rozrachunku okazał się nieco słabszy od "Historii pszczół" to i tak
znakomita i skłaniająca do zastanowienia książka, która zadowoli każdego
miłośnika ambitnej, zaangażowanej literatury.
Dwoje ludzie. Dzielące ich niemal ćwierć
wieku. I dwie rzeczy, które łączą oboje. Ona, Signe, jest już staruszką, kiedy
wraca w rodzinne strony by raz jeszcze zawalczyć o klimat i naturę. Jako nastolatka
walczyła w wodospady Dwie Siostry, teraz, w roku 2017, napędzają one elektrownię
wodną, ale pojawił się nowy problem – lodowiec, który ludzie chcą przerobić na
ekskluzywne kostki lodu. W miejscu pełnym bolesnych wspomnień o niespełnionej
miłości i utraconym dziecku, kobieta po raz kolejny – zapewne ostatni – staje do
walki o naturę, uzbrojona w swój jacht „Błękit”.
Niemal ćwierć wieku później, w roku
2041, Europa trawiona jest przez brak wody, pożary i wojny tym wywołane. To tu,
on, David, wraz z córką ucieka przed koszmarem. Schronieni w jednym z
opuszczonych domów postanawiają czekać na cud, bo cóż więcej im pozostało? Symbolem
ich nadziei staje się pewna odnaleziona żaglówka…
Jeśli miałbym krótko
scharakteryzować twórczość Mai Lunde, powiedziałbym, że jej książki to takie
pro eco post apo. Autorka, roztaczając przed nami ponure wizje przyszłości,
przestrzega nas przed nieszanowaniem natury. Ludzkość sama pędzi ku zagładzie,
nie zważając na to, jak wyniszcza środowisko i jakie będą tego konsekwencje dla
przyszłych pokoleń. Jako miłośnik natury nie mogę nie docenić tego aspektu zarówno
"Pszczół", jak i "Błękitu", choć oczywiście dobrych stron
twórczości Norweżki jest zdecydowanie więcej.
Treść to jedno. Zaangażowana,
ciekawa, została nieźle skonstruowana, choć mam wrażenie, że nie tak płynnie
przenikają się dwie linie czasowe, jak w poprzednim utworze Lunde. Wszystko tu
toczy się powoli, czuć też sentymentalną nutę. Świat, przynajmniej w kształcie,
jaki znamy kończy się, a my obserwujemy do czego mogą doprowadzić nasze czyny i
chociaż nie ma tu wielkich fajerwerków ani epickich scen rodem z hollywoodzkich
hitów, wszystko to porusza i przeraża.
Postacie także są ciekawe. Krwiste,
realistyczne, choć w pewnym stopniu także archetypiczne. I znakomity jest
również styl, nieco cięższy niż w "Historii pszczół", o wiele
bardziej wymagający, niż w przypadku większości literatury dostępnej na rynku,
ale ukazujący talent i ambicje Mai Lunde. Wszystko to składa się na
inteligentną i frapującą lekturę. Ja ze swej strony polecam - nie tylko tym,
których zachwyciły "Pszczoły" - bo warto wysłuchać tego, co pisarka
ma nam do powiedzenia. Zwłaszcza, że robi to w tak znakomity sposób.
Komentarze
Prześlij komentarz