Deadpool #9: Wszystko, co dobre… - Brian Posehn, Gerry Duggan, Mike Hawthorne, Salva Espin

KONIEC DEADPOOLA


W końcu nadszedł ten moment - "Deadpool" z Marvel Now dobiega końca. W tym tomie nie tylko losy bohatera dobiegają finału (spokojnie, będą kolejne części), ale też i seria świętuje swój niemały jubileusz - 250 numer przygód Najemnika z Nawjką. Dla jego miłośników to więc nie lada gratka, tym bardziej, że całość trzyma dobry poziom wyznaczony przez poprzednie albumy. Jest zatem zabawnie, krwawo i daleko od poprawność politycznej, a szybkie tempo nie pozwala się nudzić.


Deadpool narozrabiał. W wyniku wydarzeń znanych jako "Axis", kiedy to źli stali się dobrzy, a dobrzy źli, przeszedł wewnętrzną przemianę i stał się Zenpoolem - pacyfistą. Teraz owa przemiana jest już za nim, ale nasz biedny Najemnik musi jakoś odreagować. Angażuje się więc w kolejne zadanie. Robota z jednej strony wydaje się prosta, jak to zadanie dla korporacji energetycznej, z drugiej trzeba ją wykonać na Bliskim Wschodzie, więc można liczyć na atrakcje. Deadpool oczywiście zaczyna rzeź, ale jeszcze większa masakra czai się na horyzoncie, bo oto jego wrogowie z Ultimatum chcą się zemścić. A nie będzie to zemsta chłodna ani bezkrwawa...

Na tym jednak nie koniec. Wielki jubileusz Deadpoola, jak jego wesele, nie może obejść się bez gości. Strony albumu nawiedza więc cała plejada marvelowskich gwiazd, do tego dowiecie się co by było gdyby nasz Najemni posiadł Rękawicę Nieskończoności i czy można go... zabić. Oj będzie się działo.


Przyznam, że najbardziej w przypadku tego albumu liczyłem na historię o Rękawicy Nieskończoności. Miała ona bowiem zadatki na naprawdę niezłą opowieść. Pamiętacie może "Lobo/Masak"? Tam heros podobny do Deadpoola, przynajmniej jeśli chodzi o zachowanie, został "nosicielem" maski dającej mu niemalże boskie moce. Było więc duże pole do popisu, jednak twórcy przygód Najemnika nie wykorzystali danej im możliwości. Ale "Wszystko, co dobre" to wciąż udany album. W szczególności jego finał.


Zebrane tu komiksy oferują nam zarówno większą opowieść, jak i mniejsze historyjki, które śmiało można by chyba nazwać skeczami. Czyta się to szybko, lekko i przyjemnie. Zabawa jest udana i stanowi całkiem miłą odtrutkę na patetyczne superhero. Dużo w tym akcji, sporo krwi, trupów też nie brakuje, jednocześnie całość łączy się z wydarzeniami marvelowskiego uniwersum, co tylko dodaje "Deadpoolowi" wagi. Do tego dochodzi udana szata graficzna, odpowiednio realistyczna i cartoonowa zarazem, czasem eksperymentująca z formą, czasem przestylizowana. I, oczywiście, dobre wydanie.


Aż szkoda, że to już koniec. Z drugiej strony, kiedy piszę te słowa, wśród nowości na naszym rynku ma się pojawić kolejny tom "Deadpoola", zbierający różne opowieści o nim, a już niedługo na sklepowe półki trafi następny z klasycznymi przygodami tego bohatera. Miłośnicy mają więc na co czekać, a jeśli jeszcze nie znają „Wszystko, co dobre…”, koniecznie powinni to zmienić. Będą bardzo zadowoleni.


Komentarze