POLITICAL
SUPERHERO
Czy jest jakiś zły komiks, który
wyszedł spod ręki Briana K. Vaughana? Podejrzewam, że może istnieć takie dzieło
– w końcu wszystko jest przecież możliwe – ale jak dotychczas go nie znalazłem.
Znakomity „Y – ostatni z mężczyzn” czy niesamowite „Paper Girls” to tylko dwa
spośród licznych rewelacyjnych dzieł, jakie wyszły spod jego ręki. Kolejnym z
nich jest natomiast jest „Ex Machina”, odświeżająca skostniały gatunek, jakim
jest superhero i dostarczająca naprawdę intrygującej rozrywki z ambicjami.
Poznajcie Mitchella Hundreda,
człowieka, który będąc dzieckiem marzył o karierze twórcy komiksów DC, a potem,
w wyniku wypadku, został superbohaterem. Pierwszym i jedynym na naszej
planecie. Teraz jednak jego kariera na tym polu dobiegła końca. Zmęczony i
zniechęcony do działania jako heros, zaczyna starania o zostanie burmistrzem
Nowego Jorku. Wygrywa wybory, ale od teraz zaczyna się jego prawdziwa przygoda.
Kto wie czy nie większa od tych, które przeżywał jako superbohater…
Chociaż „Ex Machina” jako seria
zdobyła tylko jedną nagrodę Eisnera (łącznie zgarnęła sześć nominacji), to
jednak m.in. za nią (razem z „Runaways” i „Y”) Brian K. Vaughan został
uhonorowany tym wyróżnieniem dla najlepszego scenarzysty. I nie ma się co
dziwić, bo to naprawdę rewelacyjna seria. Świeża, dojrzała, świetnie pomyślana
i wcale nieoczywista. Schematy superhero Vaughan łączy tu z kryminałem,
sensacją i political fiction, nie żałuje nam przy tym zarówno głębszych
przemyśleń, jak i konkretnej, szybkiej akcji.
Fabularnie rzecz zadowoli więc
zarówno tych, którzy po komiksy sięgają jedynie dla rozrywki, jak również
bardziej ambitnych odbiorców. A co z tymi, którzy nie znoszą polityki? Wbrew
pozorom także oni znajdą tu coś dla siebie – czego jestem najlepszym
przykładem, tej sfery życia unikając jak ognia odkąd tylko wyrobiłem sobie
własne poglądy. I za to także cenię „Ex Machinę”, łatwo było bowiem popaść w
sztampę na tym polu, na szczęście Vaughan uniknął tego w zręczny sposób, po raz
kolejny dając dowód wielkości swego talentu.
Jeśli chodzi o szatę graficzną,
swoją drogą także nagrodzoną Eisnerem, to jest ona czysta, realistyczna i
całkiem udana. Ilustracje nie są tu czymś, co powaliłoby mnie na kolana, jednak
doceniam ich wykonanie. Rzemieślnicze bardziej, niż artystyczne, ale bardzo
udane. Co ciekawe, znaleźć tu można wiele znajomych twarzy, jakby Tom Harris
opierał się na prawdziwych osobach – a dokładniej aktorach. W szczególności w
kilku pracach rzuca się tu w oczy nieco obsady „Gwiezdnych wojen”, ale czy to
ma jakieś znaczenie? Liczy się jakość całości, a ta jest naprawdę wysoka.
Dlatego też gorąco polecam „Ex
Machinę” Waszej uwadze. To znakomity komiks dla miłośników tego medium i jedna
z ciekawszych nowości na naszym rynku. Warto przyjrzeć mu się bliżej i
przekonać jakie jeszcze asy w rękawie chowa Vaughan.
Komentarze
Prześlij komentarz