Runaways, tom 1 - Brian K. Vaughan, Adrian Alphona, Takeshi Miyazawa

DZIECIAKI UCIEKAJĄCE W SUPERHERO


Jedni "Runuways" kochają, inni nienawidzą, bo jest to seria nie do końca typowa ani dla Marvela, ani dla jej scenarzysty, Briana K. Vaughna, autora m.in. "Y: Ostatni z mężczyzn", "Paper Girls", "Sagi" czy "Ex Machiny. Niby jest to kolejna opowieść superhero, niby utrzymana w tradycji, do jakiej od lat 60. przyzwyczajał nas wydawca i niby także temat jest typowy dla autora, a jednak rzecz różni się od tego, co zazwyczaj z nimi kojarzymy. Jest lżejsza, bardziej mangowa i młodzieżowa. Na szczęście jest też udana, wciągająca i dostarczająca solidnej porcji naprawdę dobrej rozrywki.


Poznajcie Alexa, Gertrude, Karolinę, Victora, Molly i Nico, grupkę nastolatków, jakich mnóstwo. Lubią grać w gry komputerowe, oglądać filmy i seriale, mają swoje grzeszki i przede wszystkim, jak każdy dzieciak w okresie buntu, nie cierpią swoim rodziców i zakazów / nakazów, jakie wciąż od nich dostają. Wkrótce jednak wszystko się zmienia, kiedy nastolatkowie w trakcie jednego z przyjęć przekonują się, że matki i ojcowie ukrywają przed nimi więcej, niż mogliby sądzić. Tajne spotkanie, tajne plany, dziwne zachowanie. Czyżby byli zboczeńcami? Superbohaterami? Żadna z tych opcji. Kim zatem są? Członkami tajnej organizacji przestępczej, która od lat w sekrecie rządzi miastem. Jak się można domyślić, ich pociechy nie zamierzają pozwolić im na dalsze działanie. Uciekają z domu i zaczynają szukać sposobu nie tylko, jak poradzić sobie samemu, ale i powstrzymać rodziców. A stawka okazuje się o wiele wyższa, niż mogliby sądzić…


W roku 2003 Marvel postanowił otworzyć nową linię wydawniczą, skierowaną do dzieci i młodzieży, a inspirowaną mangą. Nazwano ją "Tsunami" i łącznie w jej ramach, w ciągu dwóch lat istnienia tego imprintu wydano zaledwie dziesięć tytułów. Niektóre z nich liczyły ledwie po jednym zeszycie, inne po kilka (np. wydany w Polsce "Wolverine: Snikt!"), jeszcze inne zamknęły się na kilkunastu. "Runaways" byli nie tylko jednym z najdłuższych z nich (18 zeszytów), ale i zdecydowanie najlepszym. Nie przypadkiem zresztą doczekali się potem licznych kontynuacji, które zamknęły się łącznie (jeśli nie liczyć crossoverów) kolejnych 50 części, a bohaterowie dołączyli do panteonu herosów Marvela.


Fabuła całości, jak już zauważyliście, nie jest zbyt skompilowana, ale i nie o skomplikowanie jej tutaj chodzi. O co zatem? O lekką, ale klimatyczną akcję, drobne smaczki i nieoczywistości i dobre wykonanie. Vaughan swój scenariusz skroił pod młodszych odbiorców, ale zrobił to w naprawdę świetny sposób. Jest tu i akcja, i humor, i nuta prawdziwości także się znalazła. Czy znajdziecie tu jakąś świeżość? Nowości? W pewnym stopniu tak, ale Vaughan od zawsze korzystał ze sprawdzonych schematów i tworzył z nich coś innego, swojego i wciągającego - i dokładnie tak jest też tym razem, ożywiając na stronach albumu swoje młodzieńcze fantazje. Potwierdzają to nagrody, m.in. Eisner dla najlepszej serii, kolejny dla Vaughana m.in. za scenariusze do niej oraz Harvey Award.


Nieco gorzej jest z szatą graficzną. Ilustracje, mocno mangujące i utrzymane w stylistyce typowej dla współczesnych komiksów młodzieżowych, lepiej sprawdziłyby się jako czarnobiałe, stricte mangowe prace. Na szczęście i tak nie są złe, choć jak na tak dobrze napisany komiks, przydałoby się tutaj coś bardziej wyróżniającego. Ale młodzieży zdecydowanie się one spodobają, a sama seria, znakomicie nadająca się na początek przygody z superhero, pewnie zachęci ich do sięgnięcia po inne komiksy twórcy i poznania tego, co w nim najlepsze. A jest tego dużo. Mimo drobnych mankamentów, polecam "Runaways" gorąco. Fani Vaughana i superbohaterskich opowieści będą zadowoleni. Tym bardziej, że zbiorcze wydanie całej pierwszej serii, wzbogacone o masę dodatków, robi duże wrażenie.

Komentarze

  1. Mnie po pierwszych zeszytach, przez grafikę, odrzuciło od tego komiksu. Fabularnie nie jest źle, co ma odzwierciedlenie w tym, że serial jest całkiem fajnym. Dobra młodzieżowa, produkcja w świecie Marvela. Komiks graficznie - a kysz potworku.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz