DZIECIAKI
UCIEKAJĄCE W SUPERHERO
Jedni "Runuways" kochają,
inni nienawidzą, bo jest to seria nie do końca typowa ani dla Marvela, ani dla jej
scenarzysty, Briana K. Vaughna, autora m.in. "Y: Ostatni z mężczyzn",
"Paper Girls", "Sagi" czy "Ex Machiny. Niby jest to
kolejna opowieść superhero, niby utrzymana w tradycji, do jakiej od lat 60.
przyzwyczajał nas wydawca i niby także temat jest typowy dla autora, a jednak
rzecz różni się od tego, co zazwyczaj z nimi kojarzymy. Jest lżejsza, bardziej
mangowa i młodzieżowa. Na szczęście jest też udana, wciągająca i dostarczająca
solidnej porcji naprawdę dobrej rozrywki.
Poznajcie Alexa, Gertrude,
Karolinę, Victora, Molly i Nico, grupkę nastolatków, jakich mnóstwo. Lubią grać
w gry komputerowe, oglądać filmy i seriale, mają swoje grzeszki i przede
wszystkim, jak każdy dzieciak w okresie buntu, nie cierpią swoim rodziców i
zakazów / nakazów, jakie wciąż od nich dostają. Wkrótce jednak wszystko się
zmienia, kiedy nastolatkowie w trakcie jednego z przyjęć przekonują się, że
matki i ojcowie ukrywają przed nimi więcej, niż mogliby sądzić. Tajne
spotkanie, tajne plany, dziwne zachowanie. Czyżby byli zboczeńcami?
Superbohaterami? Żadna z tych opcji. Kim zatem są? Członkami tajnej organizacji
przestępczej, która od lat w sekrecie rządzi miastem. Jak się można domyślić,
ich pociechy nie zamierzają pozwolić im na dalsze działanie. Uciekają z domu i
zaczynają szukać sposobu nie tylko, jak poradzić sobie samemu, ale i
powstrzymać rodziców. A stawka okazuje się o wiele wyższa, niż mogliby sądzić…
W roku 2003 Marvel postanowił
otworzyć nową linię wydawniczą, skierowaną do dzieci i młodzieży, a inspirowaną
mangą. Nazwano ją "Tsunami" i łącznie w jej ramach, w ciągu dwóch lat
istnienia tego imprintu wydano zaledwie dziesięć tytułów. Niektóre z nich
liczyły ledwie po jednym zeszycie, inne po kilka (np. wydany w Polsce
"Wolverine: Snikt!"), jeszcze inne zamknęły się na kilkunastu.
"Runaways" byli nie tylko jednym z najdłuższych z nich (18 zeszytów),
ale i zdecydowanie najlepszym. Nie przypadkiem zresztą doczekali się potem
licznych kontynuacji, które zamknęły się łącznie (jeśli nie liczyć crossoverów)
kolejnych 50 części, a bohaterowie dołączyli do panteonu herosów Marvela.
Fabuła całości, jak już
zauważyliście, nie jest zbyt skompilowana, ale i nie o skomplikowanie jej tutaj
chodzi. O co zatem? O lekką, ale klimatyczną akcję, drobne smaczki i
nieoczywistości i dobre wykonanie. Vaughan swój scenariusz skroił pod młodszych
odbiorców, ale zrobił to w naprawdę świetny sposób. Jest tu i akcja, i humor, i
nuta prawdziwości także się znalazła. Czy znajdziecie tu jakąś świeżość?
Nowości? W pewnym stopniu tak, ale Vaughan od zawsze korzystał ze sprawdzonych
schematów i tworzył z nich coś innego, swojego i wciągającego - i dokładnie tak
jest też tym razem, ożywiając na stronach albumu swoje młodzieńcze fantazje.
Potwierdzają to nagrody, m.in. Eisner dla najlepszej serii, kolejny dla
Vaughana m.in. za scenariusze do niej oraz Harvey Award.
Nieco gorzej jest z szatą
graficzną. Ilustracje, mocno mangujące i utrzymane w stylistyce typowej dla
współczesnych komiksów młodzieżowych, lepiej sprawdziłyby się jako czarnobiałe,
stricte mangowe prace. Na szczęście i tak nie są złe, choć jak na tak dobrze
napisany komiks, przydałoby się tutaj coś bardziej wyróżniającego. Ale
młodzieży zdecydowanie się one spodobają, a sama seria, znakomicie nadająca się
na początek przygody z superhero, pewnie zachęci ich do sięgnięcia po inne
komiksy twórcy i poznania tego, co w nim najlepsze. A jest tego dużo. Mimo drobnych
mankamentów, polecam "Runaways" gorąco. Fani Vaughana i superbohaterskich
opowieści będą zadowoleni. Tym bardziej, że zbiorcze wydanie całej pierwszej
serii, wzbogacone o masę dodatków, robi duże wrażenie.
Mnie po pierwszych zeszytach, przez grafikę, odrzuciło od tego komiksu. Fabularnie nie jest źle, co ma odzwierciedlenie w tym, że serial jest całkiem fajnym. Dobra młodzieżowa, produkcja w świecie Marvela. Komiks graficznie - a kysz potworku.
OdpowiedzUsuń