Superman #4: Czarny świt - Peter J Tomasi, Patrick Gleason, Michael Moreci, Dough Mahnke, Patrick Gleason, Mick Gray, Scott Godlewski
ZŁO
CZAI SIĘ WSZĘDZIE
Obie serie o Supermanie to
bezwzględnie moje ulubione tytuły z Odrodzenia DC. Dlaczego? Bo ich twórcom nie
tylko udało się sprzedać czytelnikom po raz kolejny to samo, co serwowali im w
latach 90., ale jeszcze z tej wtórności uczynili największą zaletę i siłę
swoich opowieści. W crossoverze „Superman: Odrodzony” zakończony został pewien
etap życia naszego bohatera, a przy okazji w końcu odpowiedziano na pewne
pytania. Teraz nadchodzi czas otwarcia nowego rozdziału i trzeba przyznać, że
jest to rozdział zapowiadający się równie ciekawie, co poprzedni.
W ostatnim czasie Superman nie mógł
liczyć na zbyt wiele spokojnych chwil. Od chwili gdy zastąpił zmarłego
Człowieka ze stali z tego świata, musiał stawić czoła niejednemu wrogowi,
spotkał najróżniejszych Supermanów, odkrył sekret Clarka Kenta, który żadnych
mocy nie posiadał, a przy okazji zmierzył się po raz kolejny z Doomsdayem.
Teraz jednak, gdy część pytań znalazła swoje odpowiedzi, a jeden z wrogów
został pokonany, Kentowie mogą odetchnąć z ulgą i cieszyć się rodzinnym życiem
w Hamilton. Niestety wkrótce w mieście zaczyna się źle dziać. Na trop zagadki
wpadają Batman i Robin, a ich wizyta staje się preludium do problemów, z jakimi
będą musieli poradzić sobie Superman i jego bliscy. Bo zło kryje się w Hamilton
i powoli zaczyna wyciągać swoje ręce po jego mieszkańców i nikt, nawet Batman i
Superman, nie jest bezpieczny…
Gdybym spośród obu serii o
Supermanie miał wybrać tą lepszą, bez dwóch zdań byłby nią „Action Comics”. To
ją bowiem, po latach przerwy, prowadzi Dan Jurgens, człowiek, który ćwierć
wieku temu zrewolucjonizował ją i przywrócił świetność bohaterowi. Jednakże i
„Superman” Tomasiego i Gleasona też nie zawodzi. Idzie po prostu inną drogą, mniej
w nim akcji, a więcej skupienia się na relacjach rodzinnych Kenta. Autorzy nie
żonglują tak tajemnicami, jak Jurgens, ale jednocześnie nie zapominają o nich.
Chcą przede wszystkim bawić się synem Clarka, jego odkrywaniem mocy i uczeniem
się roli superbohatera i robią to w naprawdę dobry sposób.
Oczywiście, co ważne jest zarówno
tutaj, jak i w „Action Comics”, nie zabrakło puszczania oka do miłośników
Supermana, a przy okazji także świeżej nuty w postaci klimatycznych elementów
grozy. Może wydawać się to niezbyt pasujące do stylistyki tej serii, a jednak
wypada bardzo ciekawie i wnosi coś nowego do całości. Niby niewiele, niby taki
drobiazg, a mimo wszystko warto go docenić – tym bardziej, jeśli lubicie
horrory.
O szacie graficznej serii
rozpisywać się nie ma co. Jest prostsza i nie tak szczegółowa, jak w przypadku
analogicznej serii Jurgensa, ale ma swój urok, klimat i wypada mile dla oka.
Kolor zaś, czasem stonowany, czasem barwny, sprawia, że tytuł przypadnie do
gustu młodszym i starszym odbiorcom. Fanom Supermana polecam ten album, jak i
obie serie, z czystym sumieniem. Będą zadowoleni.
Komentarze
Prześlij komentarz