COŚ
SIĘ KOŃCZY, COŚ ZACZYNA
Dobra komedia kupi każdego, bo
każdy - nawet największy ponurak - lubi się czasem zaśmiać. Dlatego ten gatunek
ma tak wielkie powodzenie na całym świecie. Dobrych komiksów poprawiających
humor także nie brakuje, na nich zresztą opiera się znaczna część rynku
europejskiego, a i właściwie każda, nawet najpoważniejsza manga, zawiera w sobie
dużo elementów humorystycznych. Komiks amerykański także nie zapomina o podobnych
rzeczach, a "Giant Days" to znakomity przedstawiciel dzieł tego typu,
utrzymany w klimacie amerykańskich seriali komediowych.
Pierwszy rok studiów powoli dobiega
końca, ale w życiu naszych bohaterek wcale nie jest spokojniej. Susan wciąż nie
może pogodzić się z zerwaniem z McGrawem i wykorzystuje wszelkie okazje do
szpiegowania go. Tym bardziej, że ten znalazł sobie właśnie nową dziewczynę.
Ale to zaledwie początek, bo wraz z semestrem kończy się pewien etap w życiu
przyjaciółek oraz samej szkoły. Catterick Hall ma bowiem zostać zburzone, a w
jego miejscu stanie nowoczesny akademik. Co to jednak oznaczać będzie dla
dziewczyn i ich sytuacji? Jak wiadomo coś się kończy, coś zaczyna, ale co
zacznie się wraz z tym końcem?
"Giant Days" to seria
nieoczywista i to jedna z rzeczy, za które ją lubię. Owszem, komedia powinna
przede wszystkim śmieszyć, komedia obyczajowa zaś musi być na dodatek
odpowiednio realistyczna, tak by czytelnik mógł się identyfikować z bohaterami
i ich problemami. To wszystko jest tutaj, ale jednocześnie scenarzysta zabiera
nas w podróż przez inne gatunki. Mieliśmy sensację, politykę, oniryczną
fantastykę itd., itd. W tym tomie… hmm… takich rzeczy praktycznie nie ma, ale
wcale nie oznacza to, że czegokolwiek w nim brakuje. Wszystko, co powinno, jest
na swoim miejscu, a całość dostarcza konkretnej, znakomitej rozrywki na
naprawdę dobrym poziomie.
Ale co to konkretnie oznacza?
Przede wszystkim dużo humoru, dużo akcji, życiowych spraw przedstawionych w
krzywym zwierciadle i nuty szaleństwa. A wszystko to w towarzystwie
zapadających w pamięć, sympatycznych bohaterów. Bohaterów, bo nie tylko
dziewczyny, na których opiera się ta seria, są tu warte uwagi. Męska część postaci
też nie zawodzi, a nawet epizodyczne persony, choć bardziej archetypiczne, niż
realne, (kolokwialnie mówiąc) dają radę.
Dobra, cartoonowa i mocno kolorowa
szata graficzna pasuje do tego wszystkiego wprost znakomicie. Rozbraja mimiką
bohaterów, urzeka prostotą i naprawdę wpada w oko. Co, w połączeniu z ciekawą
fabuła daje znakomity efekt. Polecam zatem gorąco, bo „Giant Days” to dobra
rozrywka, która jednocześnie ma w sobie coś ponad to – i za to właśnie w
szczególności ją cenię. Choć oczywiście potrafi też poprawić humor w czysto
niezobowiązujący sposób.
Komentarze
Prześlij komentarz