Life and Death #4: Alien vs Predator / Prometeusz: Ostateczne starcie - Dan Abnett, Brian Albert Thies

ALIENS VS. PREDATOR VS. LUDZIE VS. INŻYNIER


Dla wielu seria „Fire and Stone” była najlepszym, co w dziejach komiksowego uniwersum Alienów i Predatorów kiedykolwiek powstało. Nie zgodzę się z tym faktem, wciąż mając w pamięci takie perełki, jak „Aliens: Labirynt”, „Aliens: Aniołowie apokalipsy” czy nawet „Aliens: Zbawienie”. Ale rzeczywiście, komiksy z tego cyklu były naprawdę dobre, wyróżniające się na plus na tle przeważającej większości tego typu dzieł i ich kontynuacja, „Life and Death” trzyma poziom.


Kapitan Paget i jej pluton nie mają się najlepiej. Czekali na ratunek, jednak statek, który miał go im przynieść, zostaje zaatakowany przez Predatorów. Pomoc nie nadejdzie, jedyna nadzieja umarła, jak poradzą sobie żołnierze na niegościnnej planecie? I to na dodatek z kończącymi się zapasami? Oczywiście jakby tego było mało, a powierzchni czają się Alieni, a także Predatorzy. Sytuacja jest niewarta pozazdroszczenia. Tym bardziej, że gdyby udało im się przetrwać spotkanie z krwawiącymi kwasem maszynami do zabijania i rasą uwielbiającą polować na najbardziej niebezpieczne bestie we wszechświecie, czeka na nich jeszcze Inżynier…


Można mówić, że „Life and Death” to już powtórka z rozrywki. Można też zadawać sobie pytanie, po co to właściwie czytać, bo przecież twórcy nie pokażą nic istotnego, nie mając pojęcia, w którą stronę pójdzie kinowe uniwersum, wciąż rozbudowywane i czekające na swój finał. Ale równie dobrze można by zapytać po co oglądać filmy z Obcymi i Predatorami, bo przecież nie ma już w nich niczego oryginalnego. I tu właśnie tkwi odpowiedź: odbiorcy uwielbiają ten schemat, chcą jego powielania i doskonale bawi ich klimat zagrożenia, obecny czy mowa o filmach, książkach, grach, czy też komiksach. Oczywiście w tych dobrych.


I obecny jest on także w tym albumie. Owszem, całość nie jest dziełem artystycznym, to czysto rzemieślnicza, dość zachowawcza robota nie wykraczająca poza jasno wytyczone ramy, ale o to właśnie chodzi. Są ludzie, którzy musza przetrwać, są kosmiczne bestie, z którymi trzeba sobie poradzić, jest krwawo, jest mrocznie, a akcja pędzi na złamanie karku, choć i na spokojniejsze momenty miejsce również się znalazło.


Czyta się to szybko, lekko i przyjemnie. Jeśli zaś chodzi o szatę graficzną, rysunki są niezłe, nawet realistyczne w swej prostocie i brudne. Jest w nich mrok, są też „jasne” sceny – całość nieźle oddaje klimaty panujące w filmowej sadze. I stanowi całkiem przyjemne jej uzupełnienie.


Przy okazji warto też wspomnieć, że niniejszy tom mieści w sobie nie tylko tytułową historię, ale także one shot „Prometeusz: Ostateczne starcie”. Co cieszy, bo w jednym tomie dostajemy zamknięcie wszystkich wątków i solidną dawkę komiksów, a nie, jak w finałowej części „Fire and Stone” szkice zapełniające jedynie strony. Kto więc lubi Alienów i Predatorów, ten przy lekturze „Aliens versus Predator: Life and Death” będzie bawił się dobrze i wcale nie krótko. I o to właśnie chodzi. 


Komentarze