Tajne wojny: Thorowie - Jason Aaron, Chris Sprouse, Goran Sudžuka

THOROWIE NA TROPIE


„Thor” w wykonaniu Jasona Aarona okazał się zadziwiająco niezłą serią, jak na tego autora. Autora, który w przerażającej większości swoich dzieł kopiuje niezliczone, wszystkim dobrze znane pomysły, jednocześnie nie potrafiąc wycisnąć z nich niczego świeżego ani ciekawego. Tym większym zaskoczeniem była dla mnie „Thor: Gromowładna”, która okazała się rzeczą naprawdę dobrą. Wszystko dlatego, że Aaron odrzucił tam wszelkie pseudo ambicje i dał nam po prostu udany komiks rozrywkowy. I dokładnie tym samym jest album „Tajne wojny: Thorowie”, będący ciekawym uzupełnieniem wielkiego marvelowskiego eventu, który da się czytać także w oderwaniu od niego.


Zanim przejdę do omawiania szczegółów fabuły, pozwólcie, że nakreślę tło wydarzeń. Otóż uniwersum Marvela zaczęło umierać, a kolejne wszechświaty ginęły w wyniku zderzeń zwanych inkursjami. Bohaterom nie udało się zażegnać kryzysu, wszystko umarło, ale Dr. Doom zdołał uśmiercić odpowiedzialnych za zagładę Beyonderów i dzięki swej mocy ocalił fragmenty różnych rzeczywistości, sklejając je w jeden Bitewny Świat, którym zarządza ze swojego zamku. Thorowie zaś stanowią elitarny oddział pilnujący porządku i broniący spraw królestwa. A czy może być coś bardziej wymagającego ich interwencji, niż seria morderstw?

W tym właśnie momencie zaczyna się fabuła tego albumu. Thorowie znajdują zwłoki jednego z mieszkańców Bitewnego Świata. Ponieważ to już piąty trup w ciągu tygodnia zabity przez tego samego sprawcę, a morderca wciąż przebywa na wolności, bohaterowie muszą zakasać rękawy i pokazać na co ich stać. Ale wyjaśnienie tej sprawy nie będzie łatwe, bo w podzielonym, pełnym zagrożeń świecie, nawet Thorowie nie są bezpieczni…


Komu podobały się poprzednie tomy „Thora”, ten koniecznie powinien sięgnąć także po ten. Może nie rozwija ona jakoś szczególnie wątków z wcześniejszych części, przez co całość da się czytać bez ich znajomości, ale za to Aaron w niezłym stylu bawi się samymi postaciami. Bo Thorami nie są tu tylko doskonale nam znani Gromowładni (łącznie z kobiecą wersją obecną w serii od pewnego czasu) czy Odyn, ale także np. Groot czy Storm z X-Menów. Dzięki temu na stronach nie brakuje humoru, ale jest też całkiem udana zagadka, sporo akcji i kilka klimatycznych scen. Nie ma tu natomiast głębi, ale tego chyba nikt nie oczekiwał, więc nie poczytujmy tego jako minusa.


Warto natomiast docenić udaną szatę graficzną. Rysunki są dość proste, ale i realistyczne zarazem, kolor został dobrze do nich dobrany, a całość pasuje do opowieści. Do tego mamy porcję świetnych dodatków, w tym dwa klasyczne komiksy, w których Thor zmienia się w żabę. Pochodzą one z legendarnego runu „Thora” pisanego przez Waltera Simonsa, który znalazł się na liście 100 najlepszych komiksów w historii wg magazynu „Wizard” i są bodajże pierwszymi z niego wydanymi po polsku.


Wszystko to sprawia, że warto po „Thorów” sięgnąć. To dobry komiks, będący jednocześnie udanym uzupełnieniem „Tajnych wojen” oraz regularnej serii, nawet jeśli pozbawiony jest większych nowości czy zaskoczeń. Komu mało eventowych przeżyć i opowieści o Gromowładnych, będzie zadowolony.

Komentarze