ZABIJ
i ZGIŃ (?)
Jedna z najlepszych, jeśli nie
najlepsza seria wydawana przez Non Stop Comics dobiegła właśnie końca. Finał co
prawda jest przewidywalny, jednak cała przygoda z „Zabij albo zgiń”, bo o tym
tytule mowa, okazała się rewelacyjnym przeżyciem. Aż szkoda, że to już koniec,
jednak dobrze, że do ostatniego epizodu całość utrzymała tak znakomity poziom
i zaserwowała czytelnikom mocną, ale nie pustą i tym bardziej niebanalną
rozrywkę.
Dylan był zwykłym chłopakiem z
depresją, któremu w życiu się nie układało, ale próba samobójcza odmieniła
wszystko. Jego losy potoczyły się tak, że za dalszą egzystencję musiał płacić
demonowi zabijaniem innych ludzi. Na swoje ofiary chłopak wybrał bandytów
wszelkiej maści, stał się mścicielem, cudem przetrwał kilka szalonych
konfrontacji, znalazł nawet miłości, ale…
Właśnie, zawsze musi być jakieś
ale. Dylan nadal nie ma pojęcia czy demon, którego widywał także jego ojciec,
istnieje rzeczywiście, czy jest może wytworem jego skrzywionej psychiki. Gdy
jego szaleństwo pogłębia się, chłopak trafia do szpitala psychiatrycznego. Tu
zaczyna kurację, wreszcie otwiera się, opowiada o swoich wizjach i krucjacie i…
Psychiatra wybucha śmiechem, uznając wszystko za zmyśloną historyjkę. Dlaczego?
Bo w trakcie pobytu Dylana tutaj, Mściciel nadal zabijał kolejnych bandytów. Co
w takim razie tak naprawdę się dzieje? Pojawił się naśladowca czy chłopak
doszczętnie zwariował i wymyślił tak demona, jak i tę część swojego życia? Tego
właśnie będzie musiał się dowiedzieć, a to oznacza jedno – ostateczną
konfrontację…
Na początku mojej recenzji
napisałem, że zakończenie „Zabij alb zgiń” nie zaskoczyło mnie, ale nie znaczy
to, że cały ten tom był przewidywalny. Wręcz przeciwnie, Brubaker zaserwował mi
kilka zwrotów akcji, których się nie spodziewałem, a całość w ostatecznym
rozrachunku okazała się, jak najbardziej satysfakcjonująca. Ale nie liczyłem na
nic innego, scenarzysta właściwie jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, nawet jego
najsłabsze prace były udane, a że od początku mimo powielania znanych z jego
twórczości schematów, „Zabij” należało do jego najlepszych dzieł, po prostu nie
mogło być inaczej.
A tak wiele rzeczy mogło się tu nie
udać. Brubaker nie zrobił w końcu nic oryginalnego, sam przyznaje, że historia
ta powstała jako połączenie „Życzenia śmierci”, „Breaking Bad” i komiksów o
Spider-Manie z lat 70. I te inspiracje widać tu wyraźnie – ba, okładka ostatniego
zeszytu serii to przecież wariacja na temat okładki 50 zeszytu „Amazing
Spider-Mana”. Dodajcie do tego realistyczną, mocną i brutalną treść
przeznaczoną dla dojrzałych czytelników, świetną psychologie postaci, całkiem
sporą dozę głębi i doskonałe poprowadzenie fabuły, a dostaniecie coś, co
powinni przeczytać wszyscy miłośnicy komiksów, mających ochotę odetchnąć od
superhero. Jednocześnie fani superbohaterskich opowiastek też znajdą tu dla
siebie, a to połączenie, które rzadko się udaje.
Poza tym „Zabij albo zgiń” oferuje
też rewelacyjną szatę graficzną. Realistyczna, pełna detali kreska, która mocno
czerpie z dokonań europejskich twórców i absolutnie perfekcyjnie dobrany do
niej kolor, który ma w sobie tyle samo prawdziwości, co artyzmu, tworzą
zachwycająca mieszankę. Świetne wydanie, jak zwykle zresztą, stanowi doskonałą
kropkę nad i. Jeśli więc szukacie dobrego, mocnego thrillera, nieoczywistego i
angażującego nasz umysł i emocje, sięgnijcie koniecznie, będziecie zachwyceni.
Komentarze
Prześlij komentarz