Zabij albo zgiń #4 - Ed Brubaker, Sean Phillips

ZABIJ i ZGIŃ (?)


Jedna z najlepszych, jeśli nie najlepsza seria wydawana przez Non Stop Comics dobiegła właśnie końca. Finał co prawda jest przewidywalny, jednak cała przygoda z „Zabij albo zgiń”, bo o tym tytule mowa, okazała się rewelacyjnym przeżyciem. Aż szkoda, że to już koniec, jednak dobrze, że do ostatniego epizodu całość utrzymała tak znakomity poziom i zaserwowała czytelnikom mocną, ale nie pustą i tym bardziej niebanalną rozrywkę.


Dylan był zwykłym chłopakiem z depresją, któremu w życiu się nie układało, ale próba samobójcza odmieniła wszystko. Jego losy potoczyły się tak, że za dalszą egzystencję musiał płacić demonowi zabijaniem innych ludzi. Na swoje ofiary chłopak wybrał bandytów wszelkiej maści, stał się mścicielem, cudem przetrwał kilka szalonych konfrontacji, znalazł nawet miłości, ale…
Właśnie, zawsze musi być jakieś ale. Dylan nadal nie ma pojęcia czy demon, którego widywał także jego ojciec, istnieje rzeczywiście, czy jest może wytworem jego skrzywionej psychiki. Gdy jego szaleństwo pogłębia się, chłopak trafia do szpitala psychiatrycznego. Tu zaczyna kurację, wreszcie otwiera się, opowiada o swoich wizjach i krucjacie i… Psychiatra wybucha śmiechem, uznając wszystko za zmyśloną historyjkę. Dlaczego? Bo w trakcie pobytu Dylana tutaj, Mściciel nadal zabijał kolejnych bandytów. Co w takim razie tak naprawdę się dzieje? Pojawił się naśladowca czy chłopak doszczętnie zwariował i wymyślił tak demona, jak i tę część swojego życia? Tego właśnie będzie musiał się dowiedzieć, a to oznacza jedno – ostateczną konfrontację…


Na początku mojej recenzji napisałem, że zakończenie „Zabij alb zgiń” nie zaskoczyło mnie, ale nie znaczy to, że cały ten tom był przewidywalny. Wręcz przeciwnie, Brubaker zaserwował mi kilka zwrotów akcji, których się nie spodziewałem, a całość w ostatecznym rozrachunku okazała się, jak najbardziej satysfakcjonująca. Ale nie liczyłem na nic innego, scenarzysta właściwie jeszcze nigdy mnie nie zawiódł, nawet jego najsłabsze prace były udane, a że od początku mimo powielania znanych z jego twórczości schematów, „Zabij” należało do jego najlepszych dzieł, po prostu nie mogło być inaczej.


A tak wiele rzeczy mogło się tu nie udać. Brubaker nie zrobił w końcu nic oryginalnego, sam przyznaje, że historia ta powstała jako połączenie „Życzenia śmierci”, „Breaking Bad” i komiksów o Spider-Manie z lat 70. I te inspiracje widać tu wyraźnie – ba, okładka ostatniego zeszytu serii to przecież wariacja na temat okładki 50 zeszytu „Amazing Spider-Mana”. Dodajcie do tego realistyczną, mocną i brutalną treść przeznaczoną dla dojrzałych czytelników, świetną psychologie postaci, całkiem sporą dozę głębi i doskonałe poprowadzenie fabuły, a dostaniecie coś, co powinni przeczytać wszyscy miłośnicy komiksów, mających ochotę odetchnąć od superhero. Jednocześnie fani superbohaterskich opowiastek też znajdą tu dla siebie, a to połączenie, które rzadko się udaje.


Poza tym „Zabij albo zgiń” oferuje też rewelacyjną szatę graficzną. Realistyczna, pełna detali kreska, która mocno czerpie z dokonań europejskich twórców i absolutnie perfekcyjnie dobrany do niej kolor, który ma w sobie tyle samo prawdziwości, co artyzmu, tworzą zachwycająca mieszankę. Świetne wydanie, jak zwykle zresztą, stanowi doskonałą kropkę nad i. Jeśli więc szukacie dobrego, mocnego thrillera, nieoczywistego i angażującego nasz umysł i emocje, sięgnijcie koniecznie, będziecie zachwyceni.

Komentarze